Kiwnąłem powoli głową na znak zrozumienia. Zlecenie nie było najprostsze, cel znajdował się na cudzych prawdopodobnie pilnie strzeżonych terenach. Ale za to się opłacało. Uniosłem delikatnie łapę gotów zatwierdzić umowę, jednocześnie wgapiając się w oczy masywnego basiora. Nie zwlekał. Ledwie się styknęliśmy, wróciłem na cztery łapy i spokojnie rozejrzałem.
- Nie interesuje cię, dlaczego chcemy jej śmierci?
- Nie. - odparłem.
- Dziwni jesteście. Im mniej wiecie, tym dłużej żyjecie?
- Nie.
Odwróciłem się w stronę terenów owej Watahy. Zdążyłem zapomnieć jej pełną nazwę, miała bodaj coś wspólnego z ogniem i mieczem. Szybko dotarłem do lasu. Rozejrzałem się profilaktycznie, gdy stawiałem pierwszy krok na obcym terenie. Z krzaków nic nie wyskoczyło, atak powietrzny odpadł, tyły puste. Ruszyłem truchtem, jako że zaczynało się ściemniać. Nie wiem, w jakim stopniu ta wataha funkcjonuje w nocy, a wolałbym nie spać przed zamkniętą recepcją. Jesienny las pełny był mdłych kolorów — brązów, żółci i beżów. Jako że, nareszcie, robiło się chłodno, nie dokuczała mi nadmierna ilość owadów. Jeden wyjątkowo natrętny komar dostał się do mojego karku, ale szybko pozbawiłem go życia, skupiając energię w punkcie, w który wbił mordkę.
Wędrówka nie miała końca, dopóki nie nastała całkowita ciemność. Przez korony drzew przebijało się niewiele światła. Usłyszałem trzask z lewej strony, więc uskoczyłem, ale nie udało mi się całkowicie uniknąć zderzenia. Rozpędzona szara masa otarła się o przednią część mojego ciała. Przysiadłem nieco na tylnych łapach, gdy poczułem, jak jej nos niebezpiecznie zbliżył się do mojego. Zmysłowo musnęliśmy się koniuszkami. Wadera zatrzymała się tuż przede mną. Wstała i zaczęła się otrzepywać z upadku, a jej twarz zalał rumieniec. Pokręciłem kilka razy głową, aby przywrócić swój mózg do normalnego działania. Uśmiechnąłem się lekko. Zabawna sytuacja.
- Przepraszam... Zagapiłam się - zaczęła cicho.
Głęboko odetchnąłem.
- Nic się nie stało.
Przez chwilę patrzyliśmy przed siebie bezmyślnie.
- A właściwie, co ty tu robisz? - nagle przybrała ofensywną postawę, aż drgnąłem. - To tereny Watahy Smoczego Ostrza!
- Właśnie jej poszukuję. Nie wiesz, czy poszukujecie zmęczonych życiem podróżników, chcących znaleźć sens istnienia?
Zastanowiła się chwilę.
- Chodź.
<Rize?>