Szłam spokojnie ścieżką. Mała, wąska ścieżynka prowadziła nad rzeką Valar. Głośne ptasie świergotanie towarzyszyło mi przez dłuższy czas. Po niebie płynęły powoli, spokojnie, nigdzie się nie spiesząc, białe obłoki. Skwar niezwykły jak na jesień towarzyszył mi bez przerwy. Zapatrzona i zasłuchana w to wszystko nie zauważyłam, kiedy wpadłam na coś ciepłego, które wpadło do rzeki z głośnym pluskiem. Po chwili w wodzie szamotał się jakiś wilk. Miał całkiem dziwne, kudłate futro, to zdążyłam zauważyć w panice. W końcu postanowiłam zaryzykować i wskoczyć do rzeki. Miejmy nadzieję, że pływanie nie jest takie trudne. I że obaj przeżyjemy.
Wskoczyłam do wody, i lekko wzdrygnęłam się. Woda była znacznie chłodniejsza od otoczenia. Uparcie popracowałam wszystkimi czterema łapami, i zdołałam schwycić się martwego, wpół spróchniałego pnia pokrytego mchami. Łapą złapałam wilka. Zakrztusił.. a może raczej zakrztusiła się? Po chwili zdałam sobie sprawę z mej pomyłki - basior okazał się być waderą.
- Przepraszam! - wybełkotałam, albowiem mój nos i pysk ciągle zalewała woda. - Trzymaj się! Za kilka minut zakręt! - Przysunęłam się bliżej pnia. Nieznana mi wadera zrobiła to samo. Ledwo zdołałam zauważyć zakręt. Rzeka była w nim znacznie zwężona. Zakręt zbliżał się coraz szybciej i szybciej.
- Wyskakuj! Szybko! - zawołałam do wadery. Łapy mi się ześlizgiwały i z ulgą zdjęłam je z pnia. Jednak ta ulga nie trwała długo.. Zdałam sobie sprawę, jak porywista jest woda, i zaczęłam uparcie machać wszystkimi czterema łapami, wypatrując wadery. Jednak ta chyba o wiele lepiej umiała pływać, bo dotarła do brzegu pierwsza. Nadal machając łapami, wydostałam się z wody, ciężko dysząc. Na wszystkich bogów na świecie, nigdy, przenigdy więcej..
- Przepraszam - tylko tyle zdołałam wybełkotać, po czym wykaszlałam z siebie całą ilość wody. Czułam się niedobrze, opanowałam się jednak i zdołałam wstać na cztery, trzęsące się lekko, łapy.
<Yy.. Kalista?>