- Jeśli zagęszczę tę aurę, to zamarznie.. ale oni też... nie, to zły pomysł.. - mamrotałam półgłosem. Cynthia patrzyła na mnie dziwacznie.
- Nic, tylko mam pomysł, ale potrzebuję wody. Dużo wody, tak aby powstał cały strumyk. - powiedziałam, uprzedzając jej pytania.
- Po co ci jest? - spytała, przekrzywiając głowę, co wyglądało lekko śmiesznie. Powstrzymywałam się, aby nie parsknąć śmiechem.
- Słyszałaś, co mówiłam? Możemy stworzyć lodową zjeżdżalnię. Wokół mnie panuje zimno, jak zauważyłaś, jeśli zdołałabym tą aurę zagęścić i wzmocnić, woda dostarczona przez ciebie zamarzłaby w mniej niż sekundę. Musielibyście tylko trzymać się z dala, by sami nie zamarznąć. Zgadzasz się? - w kilka sekund objaśniłam plan.
Cynthia pokiwała głową, po chwili skupiła się i zdołała przywołać skądś wodę (jak mi poźniej powiedziała, pod ziemią istniało podziemne źródło, ona po prostu skierowała je tak, by strumyk wypływał na powierzchnię), ja zaś odsunęłam się i rozpoczęłam prace nad zgęszczeniem zimna. Sięgnęłam w najdalsze zakątki umysłu i wyczułam tam chłód. Mnóstwo chłodu. Wypuściłam tylko trochę, tyle ile wystarczyło, by zamrozić szybko wodę. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Cynthię. Mały strumyk wesoło pluskał, mocząc soczyście zieloną trawę oraz ziemię. Sporo wody wsiąkało w glebę, tworząc spore błocko, jednak wystarczająco dużo zostawało, płynąc spokojnie.
Ruszyłam powoli w jej kierunku. Czułam dziwne mrowienie w łapach. Szaro-biało-błękitna wadera patrzyła z zdziwieniem na ścieżkę pod moimi łapami. Zatrzymałam się i odwróciłam.
Nie, nie, nie.
Pozostawiłam za sobą szlak pełen lodu i zamarzniętej trawy. Posłałam anielicy przepraszające spojrzenie i podbiegłam długimi susami, trzymając się w bezpiecznej odległości od Cynthii i niedźwiadka, siedzącego posłusznie w trawie.
- Gotowa? - wpół spytałam, wpół krzyknęłam do wadery.
- Tak! - odpowiedziała tym samym tonem.
Westchnęłam głęboko i wpadłam w strumyk. Woda szybko zamarzała, i z równie dużą prędkością gnała. Nie wiem, jak to się stało, ale rozpędzałam się coraz szybciej, zjeżdżając w dół. Kilka minut zajęło mi dotarcie na miejsce, wraz z śnieżynkami, które zostawały daleko za mną, okrywając misia. Już z daleka zauważyłam białą plamkę, która była zapewne niedźwiedzicą. Odwróciłam głowę i ujrzałam Cynthię wraz z niedźwiadkiem. Przyhamowałam z piskiem i rozwiałam zimno jak najdalej. Po niecałej chwili wpadła na mnie wilczo-niedźwiedzia kula armatnia, odpychając mnie na sam szczyt wzgórza. Szaro-niebieska anielica zatrzymała się po chwili. Zjeżdżalnia szybko zaczęła czynić wysiłki do powrócenia do pierwotnego stanu. Ja za to zaczęłam rozmowę z niedźwiedzicą.
- Prawie się spóźniłaś - oznajmiła biała samica misia polarnego.
- Ale przyniosłam małego - odezwałam się oschłym tonem. - Dotrzymałam obietnicy. Musisz z nim wrócić.
- I tak będzie - odpowiedziała, nawet na mnie nie patrząc. Ruszyła szybkim krokiem w kierunku małego, i równie szybko podsadziła go na grzbiet. Niedźwiadek, lekko zdezorientowany, rozglądnął się wokoło.
- Góry Menegroth są daleko. Nie wytrzymałby podróży, sama muszę go zabrać. Żaden niedźwiedź długo nie wytrzyma w krainie bez śniegu - powiedziała niedźwiedzica, odchodząc. Popatrzyłam za nią.
- Nie było tak źle, prawda? - zwróciłam się do Cynthii, gdy straciłam białą plamkę z oczu.
Cynthia? Kiepskie, ale weny braaak