- Kalio, możesz w końcu usiąść?
- Myślę. - Odpowiedziałam krótko po dłuższej chwili, wciąż stojąc przy brzegu z napiętymi mięśniami. Księżyc świecił już na niebie rzucając słabą poświatę na plażę. Woda przyjemnie szumiała i pędziła rozbijając się o kamienie wystające z dna. Wiatr muskał delikatnie moje futro. Podobał mi się ten błogi spokój.
- To przestań. - Nalegał basior.
- Właściwie nawet nie wiem, po co tu jestem. Nadal nic nie wymyśliłam
w twojej sprawie, a ty ciągle mnie rozpraszasz. - Zerknęłam z lekkim bólem na nasze odbicie w wodzie. Nerwowo poruszyłam palcami, kontynuowałam: - I te twoje oczy.
Coś mnie przyciąga, ale kiedy chociaż przez ułamek sekundy próbuję w nie spojrzeć, od razu tracę grunt pod łapami.
- Cóż, Ingreed też nie często to robi, ale jeśli już patrzy. To nie może się oderwać.
Lekko się uśmiechnęłam. (Tak. On ma swoją ukochaną Ingreed. Ja nie mam nikogo. Trudno, taki mój los. Uch o czym ja w ogóle myślę? Skup się Kalia. Tak. Hipnoza? Przyciąganie? Może...) Wciąż się nie odwróciłam, wpatrywałam się w pędzącą wodę.
- Czyli na pewno to ma jakiś związek
z naznaczeniem. - Odpowiedziałam.
- Aha. - Usłyszałam jak basior wstał, po czym dodał: - Czyli podejmujesz wyzwanie?
- Jakie? - Lekko uniosłam głowę.
- Spojrzysz mi w oczy?
Wydawało mi się, albo ton jego głosu się zmienił...
Powoli się odwróciłam, ale jeszcze nie podniosłam głowy, patrzyłam w piasek. Wyczułam Harbingera niebezpiecznie blisko siebie.
- Ja... - Gdy uniosłam zbyt szybko łeb, nasze wilgotne nosy się styknęły. Zarumieniłam się i znowu spuściłam głowę. Nigdy nikogo nie dopuściłam tak blisko do siebie.
- Coś nie tak? - Zapytał.
Serce mi zadudniło. Dla większej pewności siebie uruchomiłam przestrzeń kodów i wykonałam krok
na lewy bok.
- Nie, wybacz, już w porządku. - Wyprostowałam się i to co zobaczyłam nieźle mnie zaskoczyło. W blasku kodu z pełni księżyca maszerowała do nas powolnym, kocim krokiem, dziwna niebieska wadera z... mackami niczym skrzydła.
- Harbringer, czy ta twoja zjawa miała macki? - Szybko zapytałam.
- No miała. - Zmarszczył brwi. - Była też wielka i całkiem niebieska. - Dodał, a ja zobaczyłam jak wspomniany byt zatrzymuje się przed nami i uśmiecha szeroko ukazując ostre co do jednego zęby ociekające zieloną śliną.
Niemal zlewała się z tłem gdyby nie ciemno niebieska poświata, która ją otaczała. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że świeci to identycznie jak ta Harbringera wychodząca z blizny... o kurka. Poczułam jak się pocę. Pusty wzrok stworzenia skierowany był prosto na mnie. Z odruchu wysunęłam na wierzch długie, ostre pazury. Ghost to zauwarzył. - Co zobaczyłaś? - Spytał. - Raczej co widzę. Ona tu jest. - Odpowiedziałam.
Basior spiął się i zawęszył.
- To niemożliwe, wyczułbym jej obecność. Nikogo oprócz nas tu nie ma, ale... widzisz ją w nadprzestrzeni, prawda? - Zrozumiał. Głośno wypuściłam powietrze, zjawa wyciągnęła ku mnie mackę, wciąż się obrzydliwie szczerząc. Obleśne ramie, pełne zielonej cieczy na przyssawkach, leciało prosto na mój pysk. Warknęłam i padłam na ziemie wychodząc jak najszybciej
z przestrzeni kodów.
- Prawie mnie dotknęła. - Szepnęłam. Harbringer milczał.
- Myślę, że muszę odpocząć. Długo nie spałam... Spotkamy się rano w tym samym miejscu. Dobranoc. - Pomasowałam skronie, wstałam
i długimi krokami ruszyłam w strone starego drzewa, na którym zwykłam sypiać puki nie znajde sobie jaskini. - Kalia! - Krzyknął za mną basior. Odwróciłam głowę w tył. - Uważaj na siebie. - Dodał i odszedł gdzieś.
***
Nie wiedziałam co mam sądzić o dzisiejszych wydarzeniach...
Długo krążyłam wokół starego drzewa. Mimo worów pod oczami
i trzęsących się łap nie mogłam spać. Na dodatek chyba miałam omamy, bo zaczęłam słyszeć dziwne głosy... Och anioły miejcie mnie w opiece. Nawet nie wiem kiedy zemdlałam. Może wtedy gdy dostrzegłam dwa zielononookie cienie mknąca prosto na mnie?
Harubringer? Trochę namieszałam, ale mamy już wspólną klątwę do rozwiązania...