- Jaki piękny poranek - powiedziałam sama do siebie. Zaczęłam biec przed siebie. Liście spadały z drzew i robiło się coraz zimniej. Zawędrowałam z powrotem do swojej jaskini. Nagle brzuch zaburczał mi jak jakieś organy. Postanowiłam udać się na polowanie. Namierzyłam królika i już miałam skoczyć na niego, ale poczułam w nodze okropny ból. Upadłam. Obejrzałam się za siebie. Niedźwiedź. Przygotowywał się do kolejnego ataku. Wyczarowałam rośliny, które splotły ciało niedźwiedzia. Spojrzałam na swoje rany. Moja noga krwawiła, a skrzydło było zwichnięte. Zaczęłam biec i kuleć jednocześnie. Szukałam pierwszego lepszego wilka. Upadłam po raz kolejny. Usłyszałam, jak ktoś podśpiewuje. Głos dobrzmiewał za krzaków. Szybko wstałam i weszłam w nie, a ogon zaplątał mi się w głupie ciernie. Wilkiem, który głos słyszałam wcześniej, był Hide. Mój przyjaciel, którego poznałam, jak byłam mała. To był ten mały biszkoptowy basiorek - zbieracz piórek.
- Hide? - zapytałam, z niedowierzaniem. Tak był to Hide.
- A kto inny? - uśmiechnął się serdecznie. - Oczywiście, że ja, Kyo.
- Mógłbyś mi pomóc? - zapytałam, bo przypomniałam sobie, po co ja tu przyszłam.
- Jasne - odpowiedział. Wyszłam cała z krzaków. Oprócz zwichniętego skrzydła i krwawiącej nogi miałam jeszcze ciernie wbite w resztę ciała.
- Kto ci to zrobił? - spytał Hide, którego wzrok spoczywał na mojej nodze.
- Niedźwiedź - powiedziałam. Uchodziło ze mnie coraz więcej krwi. Zemdlałam.
Hide? Przepraszam, że tak długo, ale czasu nie miałam.