29 lipca 2017

Od Kalisty Laguny Merlin cd. Nightshade

W ciągu ostatniego tygodnia niezliczoną ilość razy wpadłam do tutejszej rzeki, Valar, przez co zdążyłam się przyzwyczaić do jej chłodu. Niestety nie mogłam się przyzwyczaić do tego iż ciągle wpadam do niej z czyjegoś powodu... Tym razem przez biało- niebieską waderę. Nawet nie musiałam patrzeć przez kody aby dostrzec, że źle się poczuła po naszym "pływaniu". Przede mną tego nie ukryje. (Chociaż spróbowała) Dyszała ciężko po wypluciu cieczy (chyba więcej niż ja się nałykała) i nogi jej się trzęsły gdy stanęła przede mną. Ktoś tu ma słabszą kondycję, ale cóż, ja ciężko trenuję mięśnie nóg od dzieciaka, ona... raczej nie. Trochę bardzo wzięła sobie do serca, że mnie wepchnęła, bo jedyne co powtarza to "przepraszam". Ach skąd ja to znam? Ma szczęście, że dziś mam dobry humor. Teatralnie, jak fontanna wyplułam ostatnią porcję wody
z pyska, po czym posłałam waderze słaby uśmiech. - Mam nadzieje, że chłodny prysznic dobrze ci zrobił.
W dzisiejszym skwarze wczesnojesiennym nigdy nic nie wiadomo. Mogłaś zemdleć gdzieś
w lesie. Na szczęście na siebie wpadłyśmy haha. - Zakończyłam. Wycisnęłam łapami moje mokre, długie loki. Na ziemi powstała kolejna kałuża. Białowłosa zamrugała wielkimi oczami. Chyba nie ogarniała mojego podejścia do sytuacji. (Słusznie. Nie musi mnie rozumieć) Na pewno spodziewała się jakiejś obelgi typu "Ej idiotko, uważaj jak chodzisz!" - Ja... - Nie miała pomysłu co odpowiedzieć.
- Luzik, połóż się tu obok mnie. Odpocznijmy po tej szamotaninie
z falami. - Poklepałam miejsce na mchu, obok siebie. Nieznajoma po krótkiej chwili powoli podreptała we wskazany kącik. Przygryzała nieśmiało wargę, ale patrzyła mi w oczy. Co za paradoks... Przez dłuższy czas panowała niezręczna cisza. Wierciłam się na prawo i lewo. Potem, jak znalazłam wygodną pozycję, suszyłam się na słońcu, ona zaś chłodziła się w cieniu dziwnego drzewa. (Skurczybyk od razu wygodnie się pod nim ułożyła...) Zaczęłam gapić się na roślinę. (Deża Vi?) Było ono dość wysokie, z cienkim pniem i odchodzącą na boki, kruchą,
zielonkawą od porostów korą. Dopiero na jednej trzeciej wysokości drzewo to było oplecione gałęziami. Wyglądało niczym nałożone na patyk koło zębate... To nie wszystko. Gałęzie miało na tyle długie, że odchodzące od nich pomniejsze, giętkie gałązki opadały w dół jak
u wierzby płaczącej. W ogóle drzewko to było jakby miksem sosny oraz wierzby. Ah i miało igiełki, które przy mocniejszym powiewie opadały mi na futro. (Aż dziwne, że mnie nie drażniły) Nagle zastrzygłam uszami, bo usłyszałam charakterystyczny trzepot piór o powietrze. Propo ptaków, gdzieś w pobliżu dalej kręciły się te brązowe bestie...
- Przepraszam, jak masz na imię? Ja jestem Nightshade. - Odezwała się w końcu przerywając (albo nie) moje fantazyjne obserwacje.
- Wredne kanibale... - Wymamrotałam krzywiąc się ,bo zobaczyłam z daleka dwie spore kaczki szarpiące pieroga. Skąd one w ogóle wzięły pieroga?!
- Słucham? Możesz powtórzyć? - Zapytała Night spokojnie.
- Co? Aaa jestem Kalista. Miło mi. - Nerwowo podrapałam się za szyją. Nie odwróciłam się, bo teraz patrzyłam jak trzeci osobnik kradnie tamtym dwum sprzed dzioba kawałek ciasta z mięchem. Gdzie dwóch się kłuci tam trzeci korzysta. Zaburczało mi w brzuchu. Nightshade wstała
i uśmiechnęła się szeroko. - Kalisto, czy myślisz o tym co ja? - Wskazała na te pierzaste potworki.
- Erm. Nie. - Rzuciłam prosto z mostu. - Więęęęc ruszamy upolować kaczuchy. Nie wiem jak ty, ale ja bym zjadła taką przypieczoną na ogniu.
Odleciałam myślą do pełnego talerza. Brzuszek znowu cicho dał mi znać o pustce. - Zgoda.- Oblizałam się.

<Nighty, to jak? Zapolujemy na te małe kanibale ? :3>

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template