– Ej, Nightshade.
– Tak?
– Masz rodzinę? – Spojrzałam na nią. Chwilę się zastanowiła, tak jakby próbowała sobie coś przypomnieć, po czym nieśmiało uniosła na mnie wzrok. Pokręciła powoli głową, dając znać, że to nie ten temat, w którym czuje się dobrze. – Moja w większej części nie żyje, w większej części, ponieważ mam tutaj ostatnie niedobitki, które zaczęły się mnożyć.
– Dobrze słyszeć, że nie jesteś sama... – odparła niby obojętnie, ale wyczuć się dało nutkę żalu czy smutku.
– Ty też nie jesteś sama. – Posłałam jej ciepły uśmiech. – Może nie dzielimy tych samych więzów krwi, ale póki stoimy po tej samej stronie, możemy uznawać siebie za rodzinę. Jeśli będziesz w potrzebie, zawsze postaram się użyczyć ci mojej pomocnej strony.
– To miłe. – Odwzajemniła gest, kiedy na jej pyszczku zagościł przyjemny wykrzyw (tj. uśmiech).
Rodzina... Jeśli się jej nie ma, zawsze można poszukać lub stworzyć nową. Nie potrzeba być z miotu od jednej wadery. Ktoś może być przecież bliższy naszemu sercu, niż rodzony brat czy siostra i nie zawsze staje się naszym partnerem życiowym. Nie podzieliłam się tą myślą z towarzyszką, byłam prawie pewna, że ona również tak sądzi, a niekrępująca cisza potrafi być naprawdę miła. Zaproponowałam waderze powrót do jaskiń, gdyż zaczyna się ściemniać, a musiałam odrobinę odpocząć po dzisiejszym dniu. Nie mogę zaniedbywać obowiązków względem watahy, więc jutro muszę stawić się na swoją wartę, a nie mogę być zmęczona. Zmęczenie nie pozwala osiągnąć całkowitego skupienia i z automatu spada nie tylko jakość wykonywanej pracy, ale również nasze morale.
– Nightshade, a myślałaś kiedyś o założeniu własnej rodziny? – zapytałam. Wadera na chwilę przystanęła w miejscu, ach, zbyt nagle zadałam to pytanie? – No wiesz, niektóre wilczyce są szczęśliwe, kiedy doczekają się własnych szczeniąt u boku partnera. Tak się teraz zastanawiam, może ktoś ci się podoba? – Zaśmiałam się.
Nightshade?