Spojrzałem na piękną, magiczną krainę która ukazała się moim oczom. Nawet nie wiedziałem, że w pobliżu watahy jest coś takiego. Spojrzałem na kawał kory drzewa służący mi za mapę. Były na nim narysowane tereny całej watahy. Obleciałem cały nowo napotkany las, zbadałem jego kształt. Wylądowałem na ziemi, rozłożyłem korę i zacząłem malować. Po paru minutach skończyłem. Nie wyglądało tak dobrze, jak bym chciał, ale mam nadzieję, że Taravia się rozczyta z moich zapisków. Jeszcze raz dokładnie zbadałem okolicę, by zapamiętać wszystkie szczegóły, wziąłem mapę do pyska, po czym rozłożyłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze. Nazwę wymyślę później. Chwilę później leciałem nad rzeką. Spojrzałem w dół, na swoje odbicie. Całą mordkę miałem brudną od węgla. Wylądowałem na brzegu, odłożyłem korę i próbowałem zmyć węgiel z pyska. Nie dało się. Co cóż. Będę musiał poczekać, aż samo zejdzie. Rozejrzałem się dookoła. Rzeka Valar. Jak zwykle ujmujący kawałek ziemi. Ziemi która należała do watahy Smoczego Ostrza. Widziałem spacerując wilki. To był dom. Nie chciałem się stąd ruszać, ale wiedziałem, że niedługo będę musiał. Wziąłem mapę i poszedłem przed siebie. Niedługo potem spacer zmienił się w bieg. Jak najszybciej chciałem pokazać Taravii nowy teren. Już miałem rozwijać skrzydła, gdy nagle na drogę wskoczył mi czarny basior. Nie zdążyłem wyhamować i wpadliśmy na siebie.
- Złaź ze mnie! - warknął basior.
- Prze... - urwałem. Zobaczyłem kto to jest. To ten Disaster z którym Core spędza tyle czasu.
- Uhh.... to ty. - mruknąłem, podnosząc się.
Disaster? Pierwsze wrażenie jest podobno ważne, a to nie jest najlepsze. ;/