- Jedna rzecz - mruknęłam cicho, walcząc z opadającymi powiekami.
Zniżył łeb, muskając nosem moje ucho.
- Tak?
- Nie umieraj.
Przewróciłam się na drugi bok, ukazując mu swój jasny grzbiet. Nie wiedziałam czy coś powiedział, bo zupełnie skupiłam się na swoim oddechu. Wepchnęłam pysk w miękki koc i odpłynęłam do krainy snów.
Zerwałam się z miejsca, z przerażeniem odkrywając, że Harbingera przy mnie nie ma. Zatrzęsłam się i zacisnęłam kły tak mocno, że poczułam w pysku metaliczny posmak lepkiej cieczy. I choć jest środek lata, ja czułam na futrze zimny powiew wiatru, takiego, który w mroźne noce odbiera wymrożonym duszom ostatnie pokłady ciepła. Rozglądnęłam się nerwowo, próbując złapać oddech i uspokoić dudnienie w piersi.
- Harbinger? - szepnęłam, czując na sobie czyjś wzrok. - Jesteś tu?
Żadnego odzewu. Jedynie zimny wiatr rozwiewający sierść. Jeszcze parę wdechów. Chwiejnym krokiem ruszyłam do wyjścia.
Na początku szłam wolno, bezgłośnie. Kiedy jednak wrażenie, że ktoś mnie śledzi było wyraźniejsze, przyśpieszyłam. Wolne kroki przekształciły się w szybki bieg.
- Harbinger! - zawołałam, widząc siedzącą nad wodą sylwetkę.
Uśmiechnęłam się lekko, kiedy odwrócił się w moją stronę, lecz zaraz zamarłam w bezruchu. To nie był on. Ciemny, dobrze zbudowany wilk bez nosa, pyska. Jedynie białe oczy wpatrujące się we mnie. I mroźny wiatr. Chciałam wrzasnąć, ale z przerażeniem odkryłam, że nie mogę. Żaden dźwięk nie chciał wydobyć się z mojego gardła. Zamknęłam oczy, panicznie próbując wyczytać jego zamiary, ale trafiłam jedynie na bezkresną pustkę.
A kiedy otworzyłam oczy, był przy mnie. Odskoczyłam, jego łapa mignęła obok mojego ucha. Jęknęłam, czując pieczenie za uchem i ciepłą krew ściekającą po skórze. Kolejne uderzenie masywnej łapy nie zraniło mnie, lecz skutecznie obezwładniło. Świat zaczął się kręcić, a ja upadłam.
Kiedy odzyskałam świadomość, okropnie bałam się otworzyć oczy. Jednak zrobiłam to, a widząc znajomy obraz jaskini, odetchnęłam z ulgą.
- W porządku? - zapytał Harbinger, podnosząc łeb.
- Byłeś tu cały czas? - przełknęłam nerwowo ślinę i spojrzałam na niego. Te same, zielone oczy. Przytaknął, przyglądając mi się z niepokojem. - Ach, czyli to tylko sen...
- Miałaś koszmary? - wstał, a mnie ogarnął chłód. Zamrugałam kilkakrotnie, zaczęłam wstawać, lecz zatrzymałam się na ugiętych nogach.
Jednym susem przemknęłam obok basiora, doskakując do opartego o ścianę kawałka lustra. Przekrzywiłam łeb i wlepiłam wzrok w szkło. Krwista szrama tkwiła za uchem.
- To... chyba nie był koszmar - wydusiłam, spoglądając na niego.
Harbinger? Coś się zaczyna dziać, wykaż się inwencją twórczą :D