15 lipca 2017

Od Kalisty Laguny Merlin cd Harbringera

To był kolejny męcząco gorący dzień. Słońce grzało z pełną mocą ciesząc świat, a mnie irytując. Warga mi drgnęła nerwowo gdy spojrzałam przed siebie i musiałam mocno przymknąć oczy, bo oberwałam oślepiającym blaskiem gwiazdy cud naszej galaktyki.
Niby byłam jeszcze obca na tych terenach, a jednak czułam się jak 
u siebie. (Przypomnę, że ciągle nie miałam okazji napotkać na drodze na tyle pomocnego osobnika, by zaprowadził mnie do alf. Zapowiada sie po prostu cudnie.) W takie dni szczególnie lubie zakręcić się
w okolicach rzeki i gór... Dziś na przykład zamiast szukać chłodnego cienia czy skały, postanowiłam olać wszystkich na około
i zakłucić troche ich spokój skokiem do wody. Jak postanowiłam tak uczyniłam. Rozpędziłam się zostawiając stare, wysokie drzewo (Mój punkt pomocy gdybym się zgubiła) za sobą i z hukiem wskoczyłam do czyściutkiej rzeki, płosząc przy tym okoliczne ptaki. Zanurkowałam głębiej, z radością przyjęłam chłód cieczy na swoje ciało i może jeszcze podziwiałabym łańcuch kodu rybek gdyby ktoś, a mianowicie basior, nie wezwał mnie wykrzykując me pełne imiona... ,a przecież tylko dwum waderom je przedstawiłam. Błyskawicznie się wynurzyłam. - Znamy się?! - Uniosłam jedną brew przyglądając się stojącemu przy płyciźnie potężnie zbudowanemu wilkowi o jadeitowo zielonych oczach. - Ja cię znam, a ty mnie nie znasz, chyba... Harbinger Ghost do usług. - Przedstawił się powoli uśmiechając się przy tym krzywo, jakby podziwiał mój urok. Machnęłam głową, by grzywa nie przysłaniała mi widoku. Rzeczywiście nie rozpoznawałam basiora lecz w moje oczy rzuciła się pewna rzecz, którą miał na sobie. (No, może nie rzecz, ale znamie?) Charakterystyczne dla zjaw czerwone kreski uformowane na pieczęć. Został naznaczony jakimś super hiper skomplikowanym czarem, albo wręcz klątwą, powiedziałabym.
Nie wiem skąd go miał, ale na pewno mu ciążył w życiu, bo działał... To bardzo nieprzyjemny kod, oj nieprzyjemny, a to oznacza coś nowego i bardzo ciekawego do rozszyfrowania heh. Na dodatek ta czerwień tak kontrastowała z jego pokojową, niebieską aurą.
- Halo tu ziemia. - Wyrwał mnie z analizy. Potrząsnęłam głową
,ruszyłam milcząco w przeciwną mu stronę. Chyba lepiej nie mieszać się 
w klątwy. Co jeśli sama wpadnę w jej sidła i nabawię się kłopotów? Chociaż z drugiej strony... przecież lubie ryzyko, no i zaraz nie wytrzymam, no musze spróbować czegoś nowego bo znudziło mi się ciągłe rozkminianie "Dlaczego czysta woda wydaje się nieraz niebieska". Nie, myśl Kalia, to przecież Zjawy. One są... zbyt ryzykowne.
- Nie uciekaj. Wiem, że cię zdemaskowałem, ale skoro już wiesz, co mnie trapi, to może mi spróbujesz pomóc?
Po tych słowach zatrzymałam się. (Racja! Jak mogłam zapomnieć? Przecież on coś o mnie wie... Musze go zobaczyć z "innej strony", by dowiedzieć się jak wiele ma informacji, albo przynajmniej troche rozszyfrować informacji o nim..) Otworzyłam przestrzeń kodów.
- Wiesz... Nie jestem pewna czy chcę. Jesteś jakiś roztargniony, zdenerwowany, a ja bardzo łatwo przejmuję cudze emocje. - Improwizowałam, by mieć więcej czasu na zabawe w jego łańcuchach.
- Nie mówię, że musisz mi pomagać teraz, właściwie w ogóle nie musisz, ale jeśli chcesz. - Odpowiedział jakby zmieszany? Nieee jego kod mówi, że jest pewny siebie, zaręczony, starszy niż ja i... osz kurnasz... Z lewej strony, pod klątwą, cyfry i litery pojawiały się i znikały na zmianę. To oznaczać może jedno. Już raz umarł i wrócił do żywych. Ciekawe jak? Niestety nie było mi dane do tego dociec, bo mocno ukrył szyfr wspomnień. Zwyczajnie wsiąknął w pozostałe kody. Na dodatek z opisu krążącego po jego barkach wynika iż nie jest pomocnym ani oczekującym pomocy wilkiem. Coś mi tu nie gra, zmarszczyłam pysk zbita z tropu. - Powiem ci jutro, czy chcę, czy nie. - Odpowiedziałam i za chwilę wróciłam do rzeczywistości, bo upatrzyłam jeszcze pewnien kod, z którym zawsze mam problem, bo powodował efekt wsiąkania jednej części informacji w inne... Musze wstąpić do biblioteki i skorzystać za czaru przypominającego. O kurka wodna. - Będę czekał. - Pożegnał się i wrócił do poprzedniego zajęcia, czyli nic nie robienia. Na szczęście był cierpliwy, 
w przeciwieństwie do mnie w tym momencie. Zostawiłam basiora za sobą i pędem ruszyłam do biblioteki, którą niedawno odkryłam.
Dotarłam do masywnych, brązowych drzwi budynku o zmierzchu, na szczęście stały dla mnie otworem. Przez kolejne pół nocy przeszukałam trzy wielkie szafki od dołu aż po sufit (Z pomocą jakichś tutejszych latających urządzeń mogłam spokojnie zdobyć tomy z najwyższych półek nie trudząc się z drabiną. Mechanizmy wyglądały interesująco. Ciekawe jak działają i kto je wykonał? Będę musiała to później sprawdzić.)
W końcu wynalazłam czar, którego szukałam. Był zakopany w szarych stronach już niemalże zapomnianej od wielu lat księgi czarodzieja.
Zapomnianej, bo zapisanej w szyfrze, który rozwiązać mogą tylko nieliczni deszyfranci, w tym także ja. Zamknęłam księgę, zeszłam na podłogę i skierowałam się do pustej czytelni na końcu działu. Całe pomieszczenie było umeblowane 
w stylu "Ludwig 16" i określone jako "czytelnia prywatna kogoś tam".
Po właścicielu ani śladu, więc 
z chęcią zaszyłam się w jego kącie 
i kolejne godziny spędziłam na rozszyfrowaniu czaru, a następnie wcieleniu go w życie.
Nawet nie zauważyłam, a nastał ranek. Nie spałam całą noc. 
Na szczęście biblioteka dziś czynna do południa. Opuściłam pokój, cichutko podreptałam do odpowiedniej półki i odłożyłam księgę na miejsce. Coś mnie jednak pokusiło aby wrócić do tamtej czytelni. Gdy byłam blisko na tyle by widzieć sytuację, ale by mnie nie wyczuli, stanęłam za jednym z ogromnych regałów książkowych, obserwowałam. Dostrzegłam wilka 
i to nie byle kogo. Mojego ukochanego wilka, dzięki któremu zawitałam na tych terenach. Sławny "Is"! Z trudem zdusiłam w sobie jęk zakochanej. Brązowofutry zmierzał do "prywatnej czytelni kogoś tam"
i wyglądał na zdenerwowanego. Trzymał w łapie jakiś niebieski kamień i szeptał do siebie pod nosem. Nie słyszałam co mówił, ale to dobrze, bo nie chciałam go bardziej wkurzyć. Przynajmniej się dowiedziałam gdzie mogę go spotkać. Z uśmiechem na pysku wycofałam się cicho do tyłu 
i niestety na kogoś wpadłam. 
Z niemałym zaskoczeniem dostrzegłam masującego nos Harbringera. Skąd wiedział gdzie byłam?!
- Dzień dobry. Zastanowiłaś się już nad moją propozycją? - Odezwał się przechodząc do konkretu. Miałam nadzieję, że nie zauważył z jaką radością podglądałam swojego crusha... Przymknęłam oczy by się ogarnąć i uśmiechnęłam się do niego delikatnie. No dobra, raz kozie śmierć. Zresztą byłam strasznie ciekawa jego przeszłości.
- Wchodzę w to. Spróbuję moich sił, by ci pomóc. Pytanie, od czego zacząć?

Harbringer? Nie musisz się śpieszyć z odpisem xD

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template