Oderwałam się od myśli i spojrzałam na waderę z troską.
- Tak czy siak, musisz mieć ten zastrzyk, chyba że chcesz jeszcze wydłużyć zrastanie się kości. To może boleć, zwłaszcza że dawka jest dość duża, ale nie martw się, pomogę ci - dodałam po chwili. Wadera posłusznie nadstawiła szyję. Uważnie schłodziłam igłę, uważając, aby jej nie zatkać, a potem ostrożnie wkłułam. Usłyszałam cichy pisk i szybko wstrzyknęłam dawkę. Wyjęłam igłę. - To koniec zastrzyków. - Nieznajoma spojrzała na mnie z lekkim niedowierzaniem. Przypomniałam sobie, że nie znam jej imienia. - Jak masz na imię?
- Xena - odpowiedziała krótko. Uśmiechnęłam się.
- Ładnie. Ja jestem Nightshade. Wiem, że to długie imię, możesz mówić na mnie Night - uśmiechnęłam się znowu. - Spojrzałam na nią uważnie. - Boli cię noga? - spytałam.
- Bardzo - odpowiedziała, krzywiąc się. Pogrzebałam w małych jukach, które dostałam od jakiejś wadery.. miała chyba łuskowate łapy? i wyjęłam mrocznik. Małe, niepozorne fioletowe listki. Na wszelki wypadek zgryzłam jeden w zębach i wyplułam szybko, gdy straciłam czucie w języku.
- Mrocznik. Ma działanie znieczulające, w większych ilościach uspokajające - powiedziałam. Przyłożyłam drobne listki w miejscu, gdzie bandaże łączyły się z resztą ciała wadery. Pogrzebałam jeszcze raz w jukach i zrobiłam zdziwioną minę.
- Ale że co? Tylko tyle mrocznika? I gdzie jest smocze ziele? - mamrotałam nieprzytomnie, przypominając sobie nazwę cierpkiego w smaku, leczącego ziela.
- Wybacz, muszę już iść - powiedziałam do Xeny. Głośne burczenie w brzuchu wadery zagłuszyło jej odpowiedź. Odnotowałam w duchu, by wziąć jeszcze trochę mięsa.
Wyszłam szybko i ruszyłam w kierunku swojej jaskini. Wyjęłam ze swoich starych juków niezbyt dawno zebrane ziółka, pochodzące z niefortunnego jak dla mnie wypadku. W schludnych kupkach był tam również mrocznik, jak i smocze ziele. Zajrzałam do spiżarni i wyjęłam też tłuste udo jelenia upolowanego przed pięcioma dniami. O świeżość nie musiałam się martwić, zimno bijące z komory zaskoczyło nawet mnie samą. Tak obładowana ruszyłam z powrotem do jaskini, gdzie czekała Xena.
Wadera zdążyła do tej pory niemal całkowicie ściągnąć bandaże. Nietknięta była jedynie twarda gałąź, usztywniająca łapę. Zamarła, gdy weszłam. Westchnęłam na to.
- Zjedz - niemal wepchnęłam jej do gardła smocze ziele. W odpowiedzi rozległ się jęk protestu. Nie przestałam, dopóki dawka nie była podana. Xena się zakrztusiła.
- To obrzydliwe - jęknęła. Pokręciłam głową.
- Obrzydliwe, ale pomoże w leczeniu. - Spojrzałam na jej złamaną nogę. - Myślę, że i tak może być. W dowód przeprosin przyniosłam ci coś. - Sprezentowałam waderze udo. Niemal natychmiast rzuciła się na nie z szybkością, po której się od jej nie spodziewałam. Spojrzała na mnie po chwili.
- Achmtysh - wymamrotała.
- Zjedz na spokojnie i dopiero wtedy powiedz - doradziłam jej. Wadera z trudem przełknęła spory kawał i spytała cicho:
- A ty?
- Ja upoluję coś, a ty zajmij się tym - powiedziałam, uśmiechając się. - A właściwie jak się tu znalazłaś? - Wadera zesztywniała. Przeraziłam się, że trafiłam w czuły punkt.
- Nie pytaj - powiedziała powoli i ostrożnie, jakby wypluwała z siebie coś ciężkiego. Zabrała się z powrotem do jedzenia mięsa.
- A powiedz mi jedno... - zaczęłam. - Pamiętasz chociaż to, co było przedtem? - Xena pokiwała głową.
- To dobrze. Ja prawie nic nie pamiętam.. - Urwałam. - Muszę iść, jestem głodna - powiedziałam szybko i wyszłam na zewnątrz.
Nie musiałam czekać długo, nim przed moimi oczami pojawił się królik. Zwierzę spokojnie pasło się tuż przed moim nosem, nie zdając sobie sprawy z zagrożenia. Jeden ruch paszczy wystarczył, by królik zmienił się w pół kilo mięsa.
Wróciłam z królikiem do jaskini Xeny i zaczęłam go powoli jeść. Wadera spoglądała na mnie trochę z ukosa.
- Coś jest? - spytałam.
Xena?