Bez namysłu rzuciłem się do rzeki. Chwyciłem waderę zębami za skórę na karku. Próbowałem wydostać nas na brzeg, ale moje łapy ciągle grzęzły w mule. Po paru minutach zmagania się z wodą zacząłem tracić siły. Na szczęście w końcu się udało. Nieprzytomna wadera i ja znaleźliśmy się na suchym brzegu. Niewiele myśląc zarzuciłem sobie waderę na plecy i powoli zacząłem iść w stronę mojej jaskini. W drodze zastanawiałem się, czy dobrze robię, zabierając nieznaną mi samicę do swojej jaskini. Mogła być wrogiem, albo szpiegiem z innej watahy. Tak czy inaczej, musiałem jej pomóc.Po paru minutach dotarłem do jaskini. Położyłem waderę i obejrzałem ją dokładnie, chcąc sprawdzić czy nic sobie nie zrobiła. Z tyłu jej głowy była mała rana. Nie była groźna, ale mogło się do niej wedrzeć zakażenie. Poszedłem po opatrunek. Spostrzegłem się, że nie wziąłem mojego naszyjnika. Pomyślałem o tym, jak Core pokłóciła się ze mną, jak widziałem ją z tym Disasterem, przypomniałem sobie moje sny... Wydawało mi się, że przestałem być kimś ważnym dla niej. Westchnąłem. Ten kamień wyłowiliśmy razem. Był dla mnie symbolem naszej miłości i przyjaźni. Postanowiłem, że już po niego nie wrócę. Wziąłem bandaż i podszedłem do wadery. Wokół rany jej futro było czerwone. Nasączyłem opatrunek sokiem z leczniczej rośliny, który dostałem od brata na wszelki wypadek, po czym przyłożyłem go do rany. Nie zauważyłem, że wadera się obudziła. Gdy lekko przycisnąłem bandaż, wadera syknęła.
- Co robisz? - warknęła cicho.
- Pomagam Ci. - powiedziałem niewyraźnie.
White Silence? Nie jestem wrogiem ;)
(odpis na szybko xd)