- Przepraszam - odezwałam się nieśmiało – Nie chciałam byś przeze mnie się rozchorowała – powiedziałam. Mimo iż przypuszczałam, że nie tylko moją winą jest jej stan zdrowia. Zastanowiłam się chwilę co mogło go spowodować, może spanie w jakimś wilgotnym miejscu, albo gdzieś upadła, albo się zaraziła. Nie była to moja działka, mogłam tylko snuć przypuszczenia. Swoją drogą miała szczęście, że zdołałam wywęszyć lecznicze zioła i zabrać ją do medyczki, bo sama nie wiem czym dałabym rade. Może coś tam wiem, ale mogłabym jej też narobić przy okazji krzywdy, a myślę, że incydent z korzeniami w zupełności wystarczy.
- Właściwie to – zaczęłam – Nazywam się Lunaye - przedstawiłam się, lecz ona tylko wzruszyła ramionami, musiała już je znać. Zdziwiłam się lekko, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Ja jestem Kalista – odparła – a dokładniej Kalista Laguna Merlin.
Cóż za długie imię, pomyślałam sobie. Rodzice musieli mieć niezłą wyobraźnie albo ona jest szlachcianką, czy coś. Podczas moich przemyśleń wadera patrzyła na mnie zadziornym wzrokiem.
- Skąd jesteś? - zapytała. I tu mnie miała, bo co jej miałam odpowiedzieć? Sama nie znałam rozwiązania tej zagadki. Spojrzałam w jej oczy. Była ciekawa.
- Może ty mi najpierw opowiesz – powiedziałam wymijająco, choć wiedziałam, że mi nie odpuści. - Przejdziemy się, powietrze dobrze ci zrobi na ból głowy – uśmiechnęłam się, bo chodź na chwilę odsunęłam moment w którym będę musiała albo ją okłamać, albo powiedzieć, że nic nie pamiętam, choć pewnie i to wydało by się dal niej kłamstwem. Wyglądała na przyjazną, ale czy mogłabym jej zaufać?
Kalista?
Dopiero się rozkręcam, ale mam pomysł co będzie dalej ^^