Spacery po lesie to jedno z moich ulubionych zajęć. Nigdy podczas nich nie czuje się sama. Więc i tym razem wybrałam się na taki spacer, uważnie wsłuchując się w odgłosy drzew i krzewów. Towarzyszyły temu jedynie podmuchy wiatru, jedyne dźwięki słyszalne przez innych, mające jednak dla mnie inne znaczenie. „Nie jesteś tu sama” szepnęła mi bryza z zachodu. Pokiwałam więc głową prawie niezauważalnie i spojrzałam w tamtym kierunku. Niczego nie dostrzegłam zaczęłam więc węszyć. Faktycznie ktoś był niedaleko. Chwilę zastanawiałam się czy podążyć w tamta stronę, ciekawość jednak wzięła górę. Pobiegłam więc.
Kiedy dobiegłam do głównego szlaku, który przecinał las, zatrzymałam się w zaroślach i rozejrzałam. Nie chciałam zwracać na siebie nagłej uwagi. Dostrzegłam czarnego basiora z nosem przy ziemi. Ewidentnie podążał jakimś śladem, wyglądał na bardzo skupionego. Nie przerywałam mu więc i przyglądałam się dalej. Jego futro lśniło w świetle przebijającym się przez korony drzew, było gęste, układało się na ewidentnie umięśnionej sylwetce. Basiora otaczała aura respektu, nawet okoliczna roślinność to czuła, a ja razem z nią. To wywołało u mnie jeszcze większą ciekawość, postanowiłam za nim podążać. Wilk nie przemierzał traktu w szybkim tempie, zachowywał się jakby którykolwiek krok miał go zgubić. Po pewnym czasie jednak oddalił się na tyle, że nie mogłam mu się przyglądać z aktualnego miejsca, musiałam je zmienić by nie stracić go z oczu. Ewidentnie czegoś szukał, to wzbudzało moją jeszcze większą ciekawość. Wyłoniłam się więc z krzaków i upatrzyłam sobie kolejny punkt obserwacyjny, na niewysokiej gałęzi. Przywołałam więc moc i delikatnym ruchem łapy ożywiłam kilka gałązek by przegonić ptaki. Odwróciło to uwagę basiora, a ja zwinnie się przemieściłam. Ułożyłam się tak, że z dołu nie mógł mnie dostrzec. Gdy tylko usiadłam wygodnie jego oczy skierowały się na mnie, a potem na ziemie pode mną. Dostrzegłam jego kolor oczu, choć on mnie nie mógł dostrzec. Były czerwone, duże i skupione. Wilk zastrzygł uszami i z nosem do ziemi podszedł w moją stronę. Jego ruch wystraszył ptaki, które siedziały kilka gałęzi wyżej. Tyle, że ja nie wiedziałam o ich istnieniu bo siedziały cicho jak nigdy, ptaki zwykle mają do powiedzenia aż za dużo. Wystraszyłam się i zerwałam do góry. Jedna z łap mi się poślizgnęła. Nie zdążyłam zareagować, spadłam w dół, prosto pod łapy niczego nie spodziewającego się basiora. Jakby tego było mało, najwyraźniej również prosto w pułapkę, która od razu poderwała mnie do góry, także że intensywnie zakręciło mi się w głowie. Czarnofutry odsunął się kilka kroków do tyłu i spojrzał na mnie dyndającą w najlepsze na gałęzi drzewa, na którym jeszcze chwilę temu siedziałam. Nie warczał, nie śmiał się, stał niewzruszony, jedynie zastrzygł uszami. Musiał mimo wszystko być nieźle zdziwiony. Ja chcąc się wyplątać z pułapki zaplątałam się jeszcze bardziej. Westchnęłam, chyba byłam zdana na jego łaskę. Uśmiechnęłam się zawstydzona i położyłam uszy zażenowania. Basior obszedł mnie naokoło i obejrzał moje unieruchomienie.
- Właściwie to szukałem pułapek cały czas jak mnie obserwowałaś, generalnie w znalezieniu jednej mnie wyprzedziłaś – stwierdził patrząc mi prosto w oczy. Był niesamowicie opanowany, co więcej wiedział, że za nim szłam. Dlaczego więc nic z tym nie zrobił. Z drugiej jednak strony powinnam się cieszyć, że wyskoczył od razu na mnie z zębami, nie miałby problemu mnie nawet zabić w aktualnym położeniu.
- Mam nadzieje, że nie masz mi tego za złe? - zapytałam. Choć może w sumie moje pierwsze pytanie powinno brzmieć czy pomoże mi się wydostać.
Dragon? Co ty na to?