7 lipca 2017

Od Asacrifice CD Nocty

Co mam robić? 
Dlaczego nie mogę nic zrobić?
Chyba po raz pierwszy w moim marnym życiu czułem się bezradny. Oparłem się bokiem o wyjście z jaskini. Zamknąłem oczy. Może to sen? Nie, cymbale. Nie bądź głupi. To nie sen. To twoja chamska osobowość doprowadza właśnie do takich rzeczy. Rozpocząłem wojnę, z własnymi myślami. Do mojego pustego łba nie przychodziło totalnie nic. Żaden pomysł. Dupku, cofnij się w czasie i to napraw. Pomyślałem. Lecz niemal od razu odezwał się inny głos. Jeśli coś popsujesz, możesz zaburzyć czasoprzestrzeń i świat runie. Nie miałem pojęcia czego się posłuchać. Z jednej strony mógłbym to zrobić a moje serce nie krwawiło by, i nie odczuwało tak mocnego bólu jak teraz. Lecz z drugiej, jeśli cofnę się o za dużo to...Mogę tego pożałować i stracić nadzieję na to, że zobaczę jeszcze Noctę. Głupi, głupi, głupi pusty łeb. Zacząłem walić nim o ścianę.
- Może zamiast tu stać, powinieneś za nią biec ? Nie myślałem że aż taki z ciebie idiota. - odezwał się ktoś z tyłu. Obróciłem się natychmiastowo i przed sobą zobaczyłem wilka. Wyglądem...nie przypominał żadnej z ras którą znam. Jeżeli już miałby czymś być to jakąś mieszanką demona i wilka magii. Obrzydliwe. Tak czy inaczej, nie zdążyłem zebrać w sobie sił aby wypowiedzieć zaklęcie, bo zostałem przybity do podłogi. Miałem nadzieję że to ktoś z watahy, lecz ostro się myliłem. Leżąc na podłodze miałem chwilę na przyjrzenie się wrogowi. Nawet nie zauważyłem, że przybił moje łapy nożami do podłogi. Nie odczułem bólu, byłem tak zaciekawiony i zdenerwowany że nie zwróciłem na to uwagi. Usiłowałem się ruszyć lecz na próżno. Przeciwnik uśmiechnął się szyderczo i stanął przede mną przeszywając mnie wzrokiem.
- Nie szczerz się tak, za chwilę ci ten pysk wykrzywię. - warknąłem dosyć donośnie, bo jego warkot zakłócał wszelkie dźwięki. - Czego ode mnie chcesz!?
- Chciałbym cię o czymś powiadomić, mój drogi. - mruknął, a po chwili nastała głucha cisza. - Więc oszczędź te głupie pogróżki, bo zanim się wydostaniesz trucizna zatruje ci całą krew.
Zbliżył się do mnie i usiadł obok przejeżdżając pazurem po moim brzuchu aż do gardła.
- A w tedy...Bach! - przycisnął pazur do mojej krtani i zmarszczył czoło. - Zginiesz.
Nie mam pojęcia czym to jest i co ode mnie chce ale muszę się wydostać, nie chcę stracić życie w ten sposób. Nie przez jakiegoś durnowatego demona. Skąd się w ogóle wziął? Nagle wspomnienia przeleciały mi przed oczami. Cała historia Nocty, o demonie zaklętym w jej ciele...To wszystko..Nagle mi się przypomniało. Wyglądem przypominał tego, którego część zamknąłem w swoim mieczu. Nocta kiedyś opowiadała mi swój sen i rzeczywiście, wygląda dokładnie tak samo. Ale..Jak on się z niej wydostał? To niemożliwe. Ona nie mogła umrzeć! Nocta Draken jest silna, i nie pozwoli siebie zabić! Zacząłem się miotać, lecz było to bezsensowne. Powiększyłem rany w swoich łapach. Lecz nadal nie odczuwałem bólu.
- Jeśli miałbym zginąć, to na pewno nie z twoich łap! - warknąłem odpychając go tylnymi łapami. Poleciał zdezorientowany w stronę ściany, a ja miałem chwilę na postawienie dalszego kroku w kierunku ucieczki. Doskonale wiedziałem że nie pozbędę się go tak łatwo, to potężny demon. Jeden z potężniejszych który potrafi przejmować ciało. Przekręciłem się umiejętnie i chwyciłem w zęby jeden z noży wbitych w moją łapę. Wyciągnąłem go i odrzuciłem daleko od siebie tak, aby demon go nie dostrzegł. Gdy udało mi się wyciągnąć drugi, nie zdołałem się obejrzeć a wróg stał już za mną. Czułem na swoim karku jego oddech. Moje życie to bardzo cienka linka, którą jemu jest z wielką łatwością przerwać. Lecz wolał się ze mną bawić. Nie był w stanie do końca mnie zabić, bo był rozdarty na części. Tylko połowie demona udało się na chwilę opuścić ciało wadery. Przyszedł tu, aby mnie o czymś powiadomić. No, a później zabić ale nie powinienem się nad tym zastanawiać. Gdyby nie nóż który trzymałem w prawej łapie leżałbym martwy. Obróciłem się ryzykując i wbiłem nóż w klatkę piersiową demona. Syknął i odskoczył ode mnie. Rzucił przede mnie jakiś żółty zwój i z dzikim krzykiem wyleciał jak jakiś dym, opuszczając mój dom. Upadłem na ziemię czując jak tracę siły. Uniosłem pysk w górę i wziąłem głęboki wdech. Chwilę później poczułem jak robi mi się słabo. Powodem było nic innego, jak wykrwawianie się. Rozluźniłem mięśnie i już spadałem w dół, gdy poczułem jak ktoś mnie łapie i opiera o siebię. Miałem nadzieję że to Nocta, lecz myliłem się. Z trudem obróciłem głowę w tył, i za sobą ujrzałem Loedię. Odetchnąłem ze spokojem i zamknąłem oczy wreszcie czując ulgę i bezpieczeństwo.
- Loedia...Trochę się spóźniłaś. - mruknąłem pod nosem. Siostra oparła mnie o ścianę i poszła do mojego składziku po bandaże.
- Widziałam całe zajście. Nie chciałam wam przeszkadzać. Sądziłam, że sam dasz sobie radę. Dla ciebie to żaden przeciwnik. - westchnęła i zaczęła owijać moją łapę bandażem. Oparłem głowę o zimną ścianę.
- Nie miałem przy sobie broni.
- Ale znasz doskonale zaklęcia, jakich uczyła nas mama. - powiedziała. - To był tylko demon, nie takim dziwactwom stawiałeś czoła.
- Nawet najlepszy z najlepszych czasem nie daje sobie rady. - mruknąłem. - Było w nim coś, co nie pozwoliło mi rozpocząć walki. Widziałaś jego wzrok?
- Nie przypatrywałam się, siedziałam na drzewie. - mruknęła. Uniosłem wzrok i podniosłem brew w górę. Zaśmiałem się pod nosem.
- Na drzewie? Innej kryjówki nie było?
- Przestań gadać i daj mi tę łapę a nie ją zabierasz. - fuknęła. I pociągnęła za moją kończynę.
- Dobra dobra. - położyłem uszy po sobie. Nie mam pojęcia skąd ona się tu wzięła, ale ważne że się pojawiła. Przynajmniej nie wykrwawię się na śmierć. Podziękowałem jej za wszystko, i Loedia opuściła moją jaskinię. Byłem niemal pewien że ten demon wciąż tu gdzieś jest. Czułem go w powietrzu. Rozejrzałem się. Moją uwagę przykuł zwój który w ostatniej chwili wyrzucił do mnie demon. Spojrzałem na niego i podszedłem. Chwyciłem za zwój i otworzyłem go powoli. Nie miałem pojęcia czego mam się spodziewać, ale skoro to była ważna wiadomość to muszę to zrobić. Rozwinąłem go powoli. Spojrzałem do środka. Oczy niemal natychmiast rozbolały mnie od pisma. Zacząłem je czytać na głos. Każde wypowiedziane słowo zaczęło się świecić na zielono. Zdziwiło mnie to trochę, lecz postanowiłem się nie przejmować. Dopiero gdy doczytałem wszystko do końca zorientowałem się, że jest to zaklęcie opisujące jakiegoś demona. Czyżbym go przywołał? Czyżbym właśnie oddał swoje ciało pod jego kontrolę? Nie dam się tak łatwo wrobić. Poczułem przypływ dziwnej energii. Wypuściłem zwój na podłogę i poczułem mrowienie w łapach i uszach. Żyła w lewej łapie zaczęła nienaturalnie świecić. Przede mną pojawił się ten demon. Uśmiechnął się, lecz tym razem nie był to zły uśmiech. Wyglądał na jakiegoś zbyt szcześliwego. Tylko, z jakiego powodu?
- Pomyliłeś mnie z moim bratem, idioto. - warknął wysuwając swój długi, czerwony język niczym jak u węża. - Jeśli chcesz odnaleźć Noctę, to tylko z moją małą pomocą.
- Nie chcę twojej pomocy! - krzyknąłem rozwścieczony lecz czułem ból w żyłach. Upadłem na ziemię i wydałem z siebie cichy warkot.
- Przysięgłeś coś. - warknął patrząc na mnie spod byka z wrednym uśmiechem. - Przysięgłeś na życie że pozwolisz mi w tobie zamieszkać i pomożesz mi pokonać mojego brata. Kiedy go zniszczysz, zostawię cię w spokoju.
- Nic nie przysięgałem! - próbowałem się bronić.
- Może nie zrozumiałeś znaczenia słów znajdujących się w zwoju...- powiedział ze stoickim spokojem. - Ale to nie ważne. Teraz jesteś mój.
Nie zdążyłem nic powiedzieć. Demon wleciał prosto we mnie a ja poczułem jak we mnie się pali. Krzyknąłem z bólu i upadłem na podłogę. Nie byłem w stanie się podnieść. Zamknąłem gwałtownie oczy. Ból z żył przeniósł się do nosa. Miałem wrażenie że zaraz mi wybuchnie. Darłem się z bólu nie mogąc poruszyć. I nagle głos, odbijający się echem w mojej głowie. Znajdź Noctę, zabij demona. Wstałem i otworzyłem oczy. Cały ból jakby ustał. Mój nos zaświecił się na zielono, po czym powrócił do normalnego niebieskiego koloru. Moje oczy jednak nadal dziwnie świeciły, światło odbijało się od ściany. Lecz po chwili, wszystko przestało. Ból, światło....Upadłem bezsilnie na podłogę. Nie mogłem się ruszyć. Jeżeli będziesz się mi sprzeciwiał, moc jaką ci daję będzie maleć. Staniesz się słaby, aż wreszcie dotknie cię ból. Ale nie martw się. Póki się podporządkujesz, żadne śmiertelne stworzenie nie jest ci straszne. I znów poczułem się o niebo lepiej. Demon, próbujący mi pomóc? Dziwne...Postanowiłem na razie nie próbować znim walczyć. Nie miałem na to sił. Nie miałem już ochoty na sen, a moje rany na łapach zaczęły same się zrastać. Przełknąłem ślinę i wyszedłem z jaskini. Skoro demon chce odnaleźć brata i go zniszczyć znajdę Noctę i razem ją uwolnimy. Mam jedynie nadzieję, że jeszcze ona żyje. Chciałbym ją teraz przeprosić za to wszystko...Zostać szczęśliwym ojcem..Mam dla ciebie mały trening. Skup się chociaż raz cymbale, i teleportuj się w samo centrum watahy. Weź z jaskini alf księgę zaklęć na demony i ruszymy na poszukiwania twojej ukochanej. 
-Nie umiem się teleportować. - warknąłem. Mah, w takim razie ja to zrobię. Nie zdążyłem mu odpowiedzieć, a znaleźliśmy się w jaskini. Nie wiem co to jest za demon, ale jest dziwnie miły. Rozejrzałem się. Nikogo nie było, to szansa. Chwyciłem za książkę i obejrzałem ją. Świeciła się, albo to mój wzrok ją podświetla. Bez zastanowienia wyszedłem z jaskini. Minąłem się z matką, do której się nie odezwałem. Za pewne kolor moich oczu ją zaciekawił, ale nie mogłem się zatrzymywać. Ruszyłem sprintem w stronę, w którą poleciała Nocta. Znajdę ją, niezależnie od tego gdzie jest i z kim. Zabiję wszystkich, którzy staną na mojej drodze. Nawet, jeśli będzie to moja rodzina. Ciekaw jestem, co się z nią dzieje...



Nocta?
Mam nadzieję że te 1600 słów to dobra rekompensata za tak długą nieobecność ;) 
Jak chcesz o coś zapytać to pisz do mnie na hwr xd


Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template