Ja i Airene poszliśmy prosto do mojej jaskini, gdzie ugościłem ją u siebie w "salonie". Salon polegał na tym, że na środku pomieszczenia znajdował się duży, płaski kamień (stół) oraz legowisko z trawy i mchu (kanapa). Wyciągnąłem ze spiżarni (dołu w ziemi) trochę mięsa, żeby poczęstować nim Ariene. Zjedliśmy mięso, ale Airene wydawała mi się jakaś nieobecna. Nic nie mówiła, nie odzywała się, tylko siedziała zapatrzona w przestrzeń, rzucając mi ukradkowe spojrzenia. Może jest nie śmiała?, zamyśliłem się. Postanowiłem, że równie dobrze, to ja mogę zacząć rozmowę:
- Znasz się na Białej Magi, o ile dobrze wiem? - zagadnąłem
- Nom... tak - odparła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok
- Czytałaś ostatnio coś ciekawego? - spytałem
- Tak, te książkę, z której nauczyłam się zmieniać formę.
- Aha - odpowiedziałem - Ja jestem Czarnym Magiem i znam się na Czarnej Magi. Głównie na koszmarach, ale nie tylko.
- A... co na przykład potrafisz robić? - zapytała nieśmiało
- Umiem wchodzić do cudzych snów, jak chcesz to mogę cię odwiedzić!
- Yyy... Tak - wyjąkała, a ja poznałem, że perspektywa sennych odwiedzin, niezbyt jej się podoba, więc postanowiłem jednak tego nie robić.
Rozmawialiśmy jeszcze przez dłuższy czas, a ja naprawę polubiłem Ariene. Pożegnaliśmy się, a raczej ja pożegnałem ją, gdy wychodziła. Ułożyłem się na moim legowisku (łóżku) i pomyślałem, że to był naprawdę udany dzień.