5 listopada 2016

Od Loedii

Warknęłam, kiedy Raiden złapał zębami za mój ogon. Cofnął się, posyłając mi przepraszające spojrzenie.
- Przestań. - mruknęłam i spojrzałam w kierunku In, która wesoło biegała za kolorowym motylem.
Czułam się za nich odpowiedzialna. Asacrifice miał nas wszystkich gdzieś, ciągle siedział sam. Mama starała się o nas troszczyć, ale sprawy watahy ciągle były na pierwszym miejscy, a tata... No właśnie. Tata. On też się nami nie interesował.
Westchnęłam, marząc o tym, żeby być już dorosłą. Wtedy wszyscy by się ze mną liczyli, a ja mogłabym robić tak wiele rzeczy! Prawdopodobnie, jako najstarsza z potomstwa alf, zostanę następczynią mojej mamy.
Wstałam, oznajmiając rodzeństwu, że idę trenować.
Podreptałam na polanę, omiatając wzrokiem jej rozległe tereny. W pobliżu nie było nikogo, dzięki czemu mogłam pozwolić sobie na ostrzejszy trening.
Wciągnęłam chłodne powietrze i zamknęłam oczy, wczuwając się w szum wiatru i rytm spadających liści.
Wbiłam pazury w ziemię, pewniej stając na łapach i zacisnęłam zęby, czując, jak śpiąca we mnie moc powoli się wybudza, próbując się wydostać. Pozwoliłam jej na to, starając się nad nią panować.
Liście, dotychczas spokojnie leżące na ziemi, zaczęły wirować wokół mnie. Powoli dołączały do nich gałęzie i mniejsze kamienie. Pobierałam energię z wnętrza ziemi, uwalniając ją. Całość zaczęła mnie przytłaczać, nie mogłam nad nią zapanować. Łapy zaczęły mi drżeć, a ziemia powoli osuwała się spode mnie, włączając się w wir. Obraz powoli zaczął się rozmywać, a ja straciłam nad tym wszystkim kontrolę. Drzewa kiwały się groźnie, rwane przez potężny wiatr.
Krzyknęłam, kiedy moje ciało bezwładnie uniosło się do góry. Zamachałam łapami, mając nadzieję, że zdążę uchwycić się jednej z gałęzi drzewa, lecz kiedy tylko jej dotknęłam, ta rozpadła się na drzazgi.
Tylko jedno słowo mogło to opisać.
  Chaos.
Jeszcze mocniej zacisnęłam oczy, skupiając w sobie całą energię. Chciałam ją powstrzymać, zablokować kolejną jej falę. Ale nic nie mogłam zrobić.
Czułam, jak cała energia uchodzi ze mnie, uwalniana w przestrzeń naokoło. Wiatr przyśpieszył, wyrywając drzewa i unosząc je do góry. Ostre kamienie i gałęzie co jakiś czas wbijały się w moje futro, a z powstałych ran wypływała gęsta, brunatnoczerwona ciecz.
Wrzasnęłam z bólu, kiedy coś zarysowało moje oko. Nie mogłam go otworzyć.
Jak przez mgłę słyszałam spokojny głos, nienależący do nikogo mi znanego. Przez chwilę myślałam, że to moja wyobraźnia, lecz tym razem usłyszałam to wyraźniej.

Wiatr powoli ustawał, a różnorakie obiekty zlatywały na ziemię. Osunęłam się na twarde podłoże, próbując złapać oddech. Otwarłam jedno oko, nie za bardzo rozumiejąc co się właśnie stało.
Przede mną stała posiniaczona, wycieńczona lwica. Była może w moim wieku.
- Kim jesteś? - zapytałam, kaszląc krwią
- Ivash. - oznajmiła, przyglądając mi się - Co ty robiłaś?
- Nieważne.
- Twoje oko. Leje ci się z niego krew. - zauważyła spokojnie
Lekko dotknęłam oka łapą, co wywołało kolejną falę bólu rozchodzącą się po moim ciele. Syknęłam, zaciskając zęby i spojrzałam na łapę. Na szarym futrze widniała ciemnoczerwona smuga.
- Co tu robisz? - zapytałam, opierając się o jeden z głazów. Dopiero teraz zauważyłam, jak polana ucierpiała przeze mnie.
- Macie tu medyka?
- Odpowiedz na pytanie - warknęłam - Jesteś intruzem. Powinnam cię złapać.
- W tym stanie nie dasz rady. - przekręciła łeb - Poza tym uratowałam ci życie.
Odchrząknęłam, wpatrując się w nią. Miała rację.
- Jak to zrobiłaś?
- Nie wiem. Najwyraźniej umiem pochłaniać czyjąś energię. Chciałam ci pomóc i samo wyszło.
Westchnęłam. Co ja narobiłam?
- To macie tu tego medyka, czy nie?
Chciałam odpowiedzieć, lecz żadne słowo nie przeszło przez moje gardło. Przed oczami zatańczyły mi czarne kropki, a ja powoli osuwałam się na ziemię.
Poczułam jedynie jak opieram się o coś miękkiego i ciepłego, a potem nastała ciemność.

Otwarłam jedno oko, widząc jedynie rozmazany obraz. Nade mną stała mama i niebieska wadera, której imię było dla mnie tajemnicą. Rozmawiały, lecz nie mogłam wyłapać ani jednego słowa. Wszystko mnie bolało, nie mogłam się poruszyć. W głowie słyszałam jedynie cichy, ciągły pisk.
- Obudziła się. - usłyszałam niewyraźny głos taty. Nawet nie wiedziałam, że tu jest.
- Nareszcie! - to ta lwica, którą spotkałam. Kolejna niespodzianka.
Mama spojrzała na mnie wzrokiem, którego nie byłam w stanie odszyfrować. Troska? Złość? A może obojętność?
- Jej stan jest stabilny. - usłyszałam przyjazny głos niebieskiej wadery - Szklane oko będzie gotowe już za kilka dni, powinno nie różnić się od zdrowego.
Szklane oko?
- Dziękujemy. - mimo wszystko poczułam się bezpieczniej, słysząc głos mamy - Jak się czujesz?
Chwilę zajęło mi uświadomienie sobie, że mama mówi do mnie.
- Chyba... - wychrypiałam - chyba dobrze...
Posłała mi ciepły uśmiech, lecz zaraz posmutniała, wpatrując się w to, co kiedyś było moim okiem.
- Posłuchaj, skarbie - zaczęła, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku - Jak już się pewnie domyśliłaś, będziesz mieć sztuczne oko. Mogłabym później, za pomocą magii, spróbować przekształcić je w normalne, dzięki czemu będziesz mogła normalnie widzieć.
- Nie trzeba, mamo. - odparłam, czując nagle przypływ sił. Wstałam, chwiejąc się na łapach i ze zdziwieniem odkryłam, że nikt nie próbował ponownie mnie położyć. - Mogłabym wyjść na świeże powietrze i porozmawiać z Ivash?
Skinęła łbem, lekko zdziwiona odrzuceniem wcześniejszej propozycji.
Wyszłam na zewnątrz, a zaraz po mnie dowlokła się kotka.
- To jak masz na imię? - zapytała, wpatrując się we mnie.
- Loedia. Dziękuję za wcześniej.
Wyszczerzyła zęby w radosnym uśmiechu, podchodząc bliżej.
- Nie ma za co. Wiesz, że twoja mama pozwoliła mi tu zostać?
- Tu? - zaniemówiłam - W watasze?!
- Noo... - speszyła się, słysząc mój ton - Nieoficjalnie. Będę tylko na tych terenach.
Prychnęłam, posyłając jej po chwili uśmiech. Skierowałam swój wzrok na szare niebo. Zapowiadało się na deszcz.
- Dzisiaj u nas przenocujesz, Ivy. - moja mama wyszła z jaskini, stając obok mnie - Jesteście głodne?
- Ja dziękuję. - odparłam cicho
- A ja poproszę!
Mama skinieniem łba zaprosiła Ivash do naszej jaskini, a ja udałam się na polanę, zostając oczywiście ostrzeżona i poinformowana, że mam uważać i nie używać mocy.
Stąpałam cicho, ale pewnie. Kilkaset metrów przed polaną zawahałam się jednak, spuszczając wzrok. Poniekąd domyślałam się co zrobiłam, już wcześniej to widziałam. Wzięłam głęboki oddech i odsłoniłam łapą gałąź, przechodząc dalej.
Omiotłam wzorkiem zniszczony teren, zaciskając szczęki. Nie potrafiłam panować nad mocami.
Usiadłam na jednym z nielicznych wzniesień i spojrzałam w dół, na kałużę po wczorajszym deszczu. W szarej wodzie dostrzegłam swoje rozmyte oblicze, od razu kierując wzrok na to, co kiedyś było zdrowym okiem - i sprawdzało się całkiem nieźle.
Westchnęłam ciężko, natrafiając jedynie na zszytą skórę i kępkę futra.
- Cześć. - usłyszałam, zdając sobie sprawę, że krople zimnego deszczu uderzają w moje odbicie, mieszając się z łzami.
- Myślałam, że jesteś z moją mamą.
- Powiedziałam, że zjem później. - oznajmiła, siadając obok - Aż tak szkoda ci oka?
- Nie chodzi o oko. Przecież mam drugie. - mruknęłam, uśmiechając się blado - Kiedyś zapewne zostanę alfą, a nie umiem nawet nad tym zapanować.
- W takim razie musisz się nauczyć.
- Jak?
- Poprosimy twoją mamę i nauczy nas czarnej magii.
Uniosłam brew, przyglądając się jej złotym oczom.
- Skąd wiesz, że moja mama zna czarną magię? I dlaczego ona?
- Bo nie widziałam jeszcze nigdy takiej kolekcji ksiąg do magii.
Uśmiechnęłam się do niej. Polubiłam ją.
Przez głowę przeszła mi jedna myśl, która zaraz przeobraziła się w chorobliwą ciekawość.
- Co do mnie mówiłaś, kiedy nie mogłam się opanować?
- Nic szczególnego. - wyznała, odwracając wzrok - Po prostu prosiłam, żebyś przestała.
Oparłam się o nią, wtulając łeb w jej miękkie, mokre futro.
- Dziękuję.
Nie widziałam jej pyska, ale wiedziałam, że się uśmiecha.
Deszcz nie ustawał, krople nieustannie rozmywały się na rozmokłej ziemi.
Ale tym razem Ivash nie była w stanie zauważyć moich łez.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template