Otworzyłam oczy, przeciągając się. Już ranek, nowy dzień, nowe obowiązki.
I opieka nad Leloo!
Skoczyłam na równe łapy, mając dziwnie duży pokład energii. Zwinnie lawirowałam pomiędzy drzewami, docierając do swojej jaskini, gdzie zapewne spotkam Ducha i młodego.
Zaczerpnęłam spory haust zimnego powietrza, które posłusznie wypełniło całe moje płuca. Zamrugałam kilkakrotnie zaspanymi oczami, dopiero teraz dostrzegając stojących nieopodal basiorów. Uśmiechnęłam się lekko, a dziwna fala nieśmiałości spadła na mnie, przytłaczając moją drobną osóbkę do ziemi.
- Cześć... - wydukałam cicho, tak, że nie dosłyszeli. Przestąpiłam z łapy na łapę, rozglądając się i wołając - Leloo!
Szczeniak spojrzał w moją stronę, od razu podbiegając do mnie.
Za nim ruszył Harbinger, a ja spojrzałam na niego, nadal jednak unikając kontaktu wzrokowego. Sama nie wiem dlaczego, ale jego spojrzenie przenikało przeze mnie, topiąc mnie w tej intensywnej zieleni.
- To... um... Co mamy robić? - zapytałam, błądząc wzrokiem po burej ziemi.
Loo usiadł obok mnie, patrząc na swojego opiekuna.
Czułam, że dorosły basior mierzy mnie wzrokiem, najwyraźniej oczekując kontaktu wzrokowego.
- Co chcecie. - odparł po chwili.
- Co? - zapytałam, wyrwana z transu.
Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałam i czułam, jak moje policzki zalewają się intensywną purpurą. Cofnęłam się.
- Prze... - zaczęłam, lecz gula w gardle skutecznie mi to uniemożliwiła - pra... szam...
Zaśmiał się cicho, a ja podniosłam wzrok, patrząc na jego pysk, ale nadal nie w oczy.
- To my już pójdziemy... - mruknęłam pod nosem, spoglądając na Leloo.
HG? :D