30 listopada 2016

Od Asacrifice - C.D Loedii

Podniosłem jedynie brew, i zaśmiałem się kpiąco.
- Żadna opcja współpracy z tobą mi nie odpowiada. - Mruknąłem. - Ale wolę mieć cię na oku, nie mam zamiaru znów zostawiać cię z tym demonem. Wiesz do czego są zdolne.
Loedia momentalnie się zatrzymała.
- Czekaj. Nie. Wierzę. Ty się o mnie martwisz? Ha, zabawne. - Ruszyła za mną. Wiedziałem że ta odpowiedź ją zdziwi i zdenerwuje, ona mnie nie cierpi, i wie że takie samo uczucie żywię do niej. Szedłem nie odzywając się, chciałem ją jeszcze bardziej zdenerwować. Obracałem miecz w łapie zastanawiając się nad swoją drużyną. Z zamyśleń wyrwała mnie siostra chwytając mocno za kark i kładąc się na ziemi. Obróciłem łeb i spojrzałem na nią zirytowany. Leżała przyczepiona do podłoża, i wgapiała się w niebo. Także spojrzałem w górę, nie wiedziałem co takiego mogła tam zobaczyć. Powiem wam, że mnie też zgięło. Jakiś wielki latający czarny lew unosił się w powietrzu, i wlepiał wzrok w leżącą Loedię.
- Ani. Mi. Się. Waż. Walczyć. Z . Tym. Czymś. - Wydukała cicho nie odrywając wzroku od bestii. Chwyciłem w pysk swój miecz i spojrzałem na te latające g*wno z kpiną. No dawaj włochaczu, pokaż na co cię stać - Pomyślałem.
- Na trzy zaczniesz uciekać. - Powiedziałem cicho do swojej siostry.
- Nie mam zamiaru. To coś jest szybkie i lata, więc ma nad nami przewagę. Lepiej rób rachunek sumienia bracie. - Warknęła cicho, a moje nogi samoczynnie się ugięły. Przylgnąłem do podłoża, i wgapiałem się w bestię. Trzy...Dwa...Jeden... I puściłem się pędem w las. Odwróciłem się na chwilę aby zdiagnozować gdzie jest czarna bestia. Leci za mną, to to co chciałem zrobić. Schowałem się pod drzewem, i wspiąłem się na nie. Czarny zleciał na ziemię i zaczął mnie szukać wzrokiem po krzakach. Chwyciłem mocno swój miecz i zeskoczyłem najciszej jak mogłem z drzewa. Bestia spojrzała na mnie ostatni raz, kiedy wbiłem jej jaskrawo-czerwone ostrze w plecy. Domyślam się, że miecz przebił go na wylot trafiając przy tym w serce. Przez chwilę bestia stała nieruchomo, aby po chwili paść na podłogę. Rozległ się krzyk Loedii. Wyciągnąłem miecz z martwej zmory i ruszyłem w stronę źródła dźwięku. Jakiś wychudzony, mały stworek gonił Loedię w kółko. Wycelowałem mieczem wprost w jego łeb. Trafiłem, na szczęście to nie był łeb Loedii, miałbym w tedy przesrane. Siostra momentalnie przestała krzyczeć i spojrzała na mnie wystraszona. Po chwili podbiegła do mnie i mocno przytuliła coś mrucząc. Zdziwiłem się, ale to w końcu moja siostra...Objąłem ją łapą, i zrobiłem poważną minę.
- Musimy iść ogłosić, że są już na naszych terenach. - Mruknąłem odsuwając od siebie szarą wilczycę. Spojrzałem na nią. Miała poranioną łapę, jej oczy szkliły się od łez. - Loedio? Ty płaczesz? Oh, przestań, bądź twarda.
I znów pomimo tego że ją odsunąłem, wtuliła się w moje futro. No cóż, nie miałem już siły aby ponownie ją odsuwać. Obejrzałem spokojnie jej łapę, po czym wziąłem ją na swoje barki i popędziłem w stronę jaskini matki. Jej łapa była w opłakanym stanie, i pomimo tego że jej nie cierpię...Szczerze? Martwiłem się o nią. Gdy tylko położyłem ją na legowisko i przyszła mama, Loedia otworzyła oczy, i spojrzała na mnie zdezorientowana.


                                             Loedio? <Oh, jak oni mogli się polubić? xD > 

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template