12 listopada 2016

Od Painy

W mojej głowie rozdzwonił się jakiś alarm! CZŁOWIEK! CZŁOWIEK! CZŁOWIEK! Wszystkie mięśnie miałem maksymalnie napięte, tak samo jak zmysły. Jakaś siła kazała mi brać nogi za pas, ale pomyślałem, że skoro Laos jej zaufała, to ja też mogę. Mimo to, postanowiłem zachować między mną a człowiekiem bezpieczną odległość. Cofnąłem się jeszcze o kilka kroków, tak dla pewności i spytałem uprzejmie, starając się opanować przerażenie w głosie:
- A-a jak t-to się st-tało, że się poznały-yście?
- Laos zaplątała się w sieć i... - zaczęła człowieczyca-niby-czarodziejka
- ... i Rozi mnie uratowała i od... - ciągnęła Laos
- ... od tamtego czasu odwiedzam Laos - zakończyła "czarodziejka"
Były ze sobą bardzo zgrane. Gdy mówiły, brzmiało to tak, jakby czytały sobie w myślach. Zaimponowały mi, widać było, że są przyjaciółkami od dawna. Postanowiłem, spróbować przyzwyczaić się do towarzystwa człowieka. 
- To chyba dobrze się znacie, co? - zagadnąłem 
Odpowiedziała mi Rozalia:
- Hmmm... Chyba tak. Ja i Laos dobrze się znamy. 
- Zgadzam się. - dodała Laos
Potem spacerowaliśmy sobie we troje. Byliśmy na pewnej ładnej polanie, na szczycie niewielkiego wzgórza, Laos radziła sobie z chodzeniem coraz lepiej. Dotarliśmy nawet na jakąś dziwną polankę, pełną kamieni. Dużych, małych, ciężkich, lekkich, szarych, czarnych, brązowych... Zresztą, długo by wyliczać! Coraz mniej przeszkadzało mi towarzystwo Roz, była miłą osobą i (choć ciężko mi się do tego przyznać) polubiłem ją. Pod koniec dnia, poszliśmy nad wodospad. Gawędziliśmy tam, dopóki się nie ściemniło i Roz powiedziała, że musi już iść. Pożegnaliśmy się z nią, ja i Laos, a potem długo machaliśmy jej na pożegnanie, dopóki nie znikła nam z oczu.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template