- To nie moi bracia, jeżeli już to kumple - powiedziałem i spojrzałem na cienie wspinające się po ścianach jaskini. No ciekawe, jednak poradziły sobie z tym dość słabym zaklęciem. Bezkształtne demony zaczęły przemieniać się w wilkopodobne stwory. Wodziłem wzrokiem za każdym, nawet najlżejszym ruchem wadery.
- O witaj Oracle, coś dawno nas nie odwiedzałeś - zaśmiał się gardłowym śmiechem, stojący na samym czele zbiorowiska, wilk.
- Och, Mezonie, nie miałem czasu. Jak tam wrócę, to zostanę na dłużej. Żeby Cię zamordować - puściłem mu oko a on rozszerzył oczy.
- Żartujesz, znamy przecież Twoje poczucie humoru, co nie chłopcy? - Zwrócił się do innych demonów, a oni zaczęli się śmiać.
- Nie śmieszne, co chcesz ode mnie?
- Przecież sam wkroczyłeś na nasze tereny drogi Oracle, jesteś jeszcze młody i głupi...
- Powiedział dorosły i mądry - wycedziłem przez zęby. Demon nie odpowiedział, przybrał swoją postać i wyparował. Tak samo jak reszta.
- Myślałam, że jesteście odważniejsi - zaśmiała się Loedia. Zmarszczyłem czoło i bez słowa wybiegłem z jaskini. Rozejrzałem się czujnie i po chwili rzuciłem zaklęcie chroniące.
- Musimy spędzić tu noc...
Loedia?