Czarne chmury sunęły niezatrzymanie w stronę centrum watahy. Zapach zgnilizny zawisł w powietrzu, a wilki z niesmakiem wyszły ze swoich jaskiń. Stałem na skale, wiedziałem że nadchodzi zło. Moja matka wskoczyła na najwyższy klif z którego było widać całe tereny, i rozejrzała się dookoła. Zaśmiałem się cicho, i zniknąłem w ciemności. Wiedziałem, że kiedyś nadejdą. Nawiedzały mnie w moich koszmarach...
*~~~*
Podniosłem leniwie prawą powiekę. Odetchnąłem z ulgą, że obudziłem się odpowiednio wcześnie, aby przygotować się na odbicie pierwszego szturmu. Dziękować bogom, że obdarzyli mnie żywiołem czasu. Kocham wiedzieć co zdarzy się w przyszłości. Moje futro było całe potargane, nieco zmierzwione. No cóż, to wszystko przez ten sen. Zaświeciła mi lampka nad głową. Zamiast rozmyślać o głupotach, powinienem iść się uzbroić, za godzinę ruszą. Pobiegłem truchtem do swojej kryjówki. Przecisnąłem się przez szczelinę, i w końcu byłem na miejscu. Moja jaskinia znajdowała się w skałach odgradzających centrum od reszty terenów. Stok góry, w której miałem siedzibę, był usiany milionem wielkich kamieni. Pomiędzy dwoma największymi, była niewielka dziura, która prowadziła wgłąb góry. Aby dotrzeć do celu, trzeba przecisnąć się przez wąskie szczeliny, później umiejętnie wdrapać się po lodowych schodkach, a tam, na górze, miejsce miała moja skromna jaskinia. Może nie była za duża, ale miałem w niej trzy pokoje. Moją sypialnię, gdzie "łóżkiem" było legowisko zrobione z siana, liści i lnu. Jest tam jeszcze "główna sala" , jak ja to nazywam. Znajduje się tam moja mini "kuchnia", a po środku stoi sofa i mały stoliczek (Nie pytajcie jak tam to wniósł xD) . W trzecim pokoju, w tym do którego właśnie wchodziłem, znajdowały się skrzynie i pojemniki. Podszedłem do wielkiej pojemnej skrzyni, na której widniał napis "w razie ataku" , i pchnąłem górę skrzyni tak, aby się otworzyła. Chwyciłem za uchwyt mojej broni i wyciągnąłem ją ze skrzyni. Zacisnąłem zęby i zamknąłem futerał. Z mieczem trzymanym w pysku jakoś udało mi się zawiązać na ogonie swoją magiczną wstęgę. Chwilę później, wydostałem się na zewnątrz. Czarne chmury spowiły całe terytorium watahy. Przymrużyłem oczy. Byłem przygotowany, pozostaje mi jedynie czekać, aż bestie wtargną na nasze ziemie. Usiadłem na klifie, i obserwowałem centrum watahy. Moje uszy niespodziewanie zastrzygły, a chwilę później w oczy rzuciła mi się wilczyca o złocistej sierści, wskakująca na najwyższy punkt. Podniosłem się z miejsca, i ruszyłem w stronę centrum. Z mieczem w pysku biegłem pomiędzy drzewami. W końcu dotarłem na polanę, gdzie zawsze wszyscy się zbierają. Było tam dużo wilków, ale brakowało mojej matki i innych, mniej ważnych dla mnie osób. Wyłoniłem się zza krzaków na tyle cicho, iż nikt nie zauważył mojego nagłego przybycia. Niczym mgła sunąłem pomiędzy członkami watahy. Niepostrzeżenie wślizgnąłem się do jaskini mojej matki. W tym momencie, moje serce stanęło. Przez dłuższą chwilę nie oddychałem, bo to co zobaczyłem, całkowicie zwaliło mnie z łap. Obok leżącej na legowisku matki z moim młodszym rodzeństwem stał on. Wyglądał tak realistycznie, że prawie uwierzyłem, że udało mu się uciec z piekła. Zrobiłem wielkie oczy, i obróciłem miecz kilka razy w łapie, aby zwrócić na siebie uwagę. Jednak byłem nie zauważony przez nich. Matka przyłożyła ojcu w pysk, i w tedy zorientowałem się, że ten stary idiota żyje, stąpa po ziemi. Położyłem po sobie uszy, ale postanowiłem nie robić niczego podejrzanego. Na moim pysku zawitał mały, udawany uśmieszek. Zaśmiałem się cicho, i wbiłem miecz w kamienną podłogę, w której momentalnie zrobiła się dosyć spora dziura. Naprawi się... - Pomyślałem, i wypiąłem dumnie pierś.
- Ekhem. - Chrząknąłem aby zwrócić na siebie uwagę. - Matko, dostarczono już tobie wieści, prawda?
Taravia spojrzała na mnie, pokazując przy tym swoim wyrazem pyska, że boi się basiora który stoi obok niej. Dziwne, ona i strach? No cóż, każdy ma swoje lęki. Ja na przykład wystraszyłem się właśnie tego, że ten potwór stoi tuż obok niej. Sierść zaczynając od karku poczynając na końcówce ogona stanęła w górze. Byłem morderczo nastawiony do ojca. Trzeba będzie znów odesłać cię do piekieł. - Warknąłem w myśli. "Zablokowałem" dostęp do swoich myśli już dawno temu, aby matka nie dowiedziała się o popełnionym przeze mnie morderstwie. Spojrzałem samcowi w oczy. Płonęły one nienawiścią. Z resztą jak zawsze, Zero nigdy mnie nie lubił. Powoli wyciągnąłem z ziemi swój blado-czerwony miecz i mocno zacisnąłem go w łapie. Wiedziałem że nic nie może się wydać, nie będę go teraz atakował. Musiałem się skupić na wojnie, nie na głupim ojczulku, którego ktoś ożywił. Głośno parsknąłem i wyszedłem z jaskini. Na zewnątrz panowała niewzruszona cisza. Najwidoczniej wszyscy się schowali. Jeszcze na chwilę złapała mnie matka, i dała mi jakąś kartkę. Powiedziała, abym znalazł Loedię i Oracle, którzy o niczym nie wiedzą. Szczerze? Z jednej strony miałem gdzieś moją starszą o kilka minut czy tam godzin siostrzyczkę, ale z drugiej strony, nie pozwolę jej od tak zabić. I nie mogę też zostawić jej samej z tym Oracle, w końcu to demon, a po takich to się wszystkiego można spodziewać. Zerknąłem na kartkę. Matka dała mi ją, i po prostu sobie poszła. Były na niej wypisane oddziały i ich kryjówki. Mam być dowódcą jednego z oddziałów ? Super, w końcu będę mógł kimś pokierować, mówię wam, dzięki mnie odniesiemy zwycięstwo. Dobra, koniec marzeń. Zwinąłem kartkę w rulon i pobiegłem przed siebie. Miałem nadzieję, że uda mi się znaleźć moją przemądrzałą, aczkolwiek czasem przydatną siostrę.
Loedia ?
- Ekhem. - Chrząknąłem aby zwrócić na siebie uwagę. - Matko, dostarczono już tobie wieści, prawda?
Taravia spojrzała na mnie, pokazując przy tym swoim wyrazem pyska, że boi się basiora który stoi obok niej. Dziwne, ona i strach? No cóż, każdy ma swoje lęki. Ja na przykład wystraszyłem się właśnie tego, że ten potwór stoi tuż obok niej. Sierść zaczynając od karku poczynając na końcówce ogona stanęła w górze. Byłem morderczo nastawiony do ojca. Trzeba będzie znów odesłać cię do piekieł. - Warknąłem w myśli. "Zablokowałem" dostęp do swoich myśli już dawno temu, aby matka nie dowiedziała się o popełnionym przeze mnie morderstwie. Spojrzałem samcowi w oczy. Płonęły one nienawiścią. Z resztą jak zawsze, Zero nigdy mnie nie lubił. Powoli wyciągnąłem z ziemi swój blado-czerwony miecz i mocno zacisnąłem go w łapie. Wiedziałem że nic nie może się wydać, nie będę go teraz atakował. Musiałem się skupić na wojnie, nie na głupim ojczulku, którego ktoś ożywił. Głośno parsknąłem i wyszedłem z jaskini. Na zewnątrz panowała niewzruszona cisza. Najwidoczniej wszyscy się schowali. Jeszcze na chwilę złapała mnie matka, i dała mi jakąś kartkę. Powiedziała, abym znalazł Loedię i Oracle, którzy o niczym nie wiedzą. Szczerze? Z jednej strony miałem gdzieś moją starszą o kilka minut czy tam godzin siostrzyczkę, ale z drugiej strony, nie pozwolę jej od tak zabić. I nie mogę też zostawić jej samej z tym Oracle, w końcu to demon, a po takich to się wszystkiego można spodziewać. Zerknąłem na kartkę. Matka dała mi ją, i po prostu sobie poszła. Były na niej wypisane oddziały i ich kryjówki. Mam być dowódcą jednego z oddziałów ? Super, w końcu będę mógł kimś pokierować, mówię wam, dzięki mnie odniesiemy zwycięstwo. Dobra, koniec marzeń. Zwinąłem kartkę w rulon i pobiegłem przed siebie. Miałem nadzieję, że uda mi się znaleźć moją przemądrzałą, aczkolwiek czasem przydatną siostrę.
Loedia ?