Miałem dzisiaj bardzo dobry dzień, udane polowanie, dosyć ładna jak na jesień pogoda. Wszystko idealnie. Uśmiechnąłem się do wadery. Miała czarno-białą sierść i trójkąt na czole.
- Jak ci na imię? - zagadnąłem
- Dirty White, możesz mówić mi Dir - odparła
- Aha, to fajnie. Wstaniesz?
- Jasne.
Dir wstała i oboje ruszyliśmy przed siebie, nawet nie wiedząc dlaczego, gdy odezwała się wadera:
- Wiesz, zbliża się zima i poszukuję watahy, jest tu jakaś?
- No pewnie! Należę do Watahy Smoczego Ostrza, Taravia z chęcią cię przyjmie! - Ucieszyłem się, że do watahy dołączy ktoś nowy
Dir się uśmiechnęła gdy nagle coś uderzyło w mój bok, tworząc na nim ranę. Syknąłem z bólu, co to mogło być?
Błyskawicznie się odwróciłem i to co zobaczyłem, przerosło moje najśmielsze przypuszczenia... Stało tam zwierzę, pozbawione uszu, mniej więcej mojej wielkości, choć ja byłem wyższy, dzięki moim długim łapą. To zwierzę, a raczej to coś ponownie ruszyło na mnie i Dir. Wadera szybko wyciągnęła łuk i strzeliła w potwora. Poza tym, bardzo dobrze strzelała i była zwinna, po chwili Dir użyła swoich mocy i zatamowała krew, wyciekającą z mojej rany. Ani ona, ani ja nie zachowywaliśmy się tak jakbyśmy byli wrogami, albo jakby Dir była intruzem, w obliczu zagrożenia współpracowaliśmy ze sobą i dobrze nam to wychodziło. Stworzeń było jednak coraz więcej i musieliśmy uciekać. Szybko pobiegliśmy w kierunku centrum watahy.
Dirty White?