- Dlaczego pytasz? - zapytałam, rozglądając się w poszukiwaniu słoiczka z odpowiednimi ziołami.
Kątem oka zauważyłam jak uśmiecha się lekko, nie odpowiadając. Westchnęłam, podchodząc do niego i w drodze porwałam namoczoną ściereczkę z ziołami.
- Dlaczego zawsze chodzisz do mnie? - zapytałam nieśmiało, nie spoglądając mu w oczy - Przecież jest u nas medyk... Ja jestem niedoświadczona...
- E tam, ty zawsze jesteś bliżej. - odparł dość obojętnie.
Odważyłam się spojrzeć mu w oczy, lecz od razu tego pożałowałam. Przyglądał mi się, a zieleń jego ślepi dosłownie mnie zalała.
Zmieszałam się. Chciałam mu pomóc, ale spoglądanie w oczy zawsze mnie denerwuje.
- Dobra, daj tę ranę. - powiedziałam cicho, przybliżając się.
Posłusznie odwrócił się bokiem, ukazując mi zranioną łopatkę.
- Będzie szczypać - ostrzegłam łagodnie, skupiając się na zebraniu energii.
Przyłożyłam ściereczkę do rany, wycierając przyschniętą krew. O dziwo, pomimo mocnego nasączenia piekącymi ziołami, basior nawet nie drgnął pod moim dotykiem.
Wzięłam głęboki oddech i odłożyłam przekrwioną szmatę przykładając łapę do rany, nie dotykając jej jednak.
Wokół mojej łapy pojawiła się słaba, zielonkawa poświata, której kolor stawał się coraz bardziej intensywny.
Basior syknął, a ja spojrzałam na niego, lustrując go. Nie przerwałam jednak, nie widząc z jego strony żadnego sprzeciwu.
- To chyba tyle. - skwitowałam, cofając się - I jak?
Harbinger? :)