Poranek nie należał do najmilszych. Wokół panował chłód, a jaskinia wcale nie należała do najcieplejszych. Zazgrzytałam zębami, wstając.
- Oracle... Ktoś się zbliża. - poinformowałam.
Basior, leżąc z łbem na łapach, zastrzygł uszami i otwarł jedno oko, przyglądając się mi.
Nie myliłam się. Już po chwili stanął przede mną mój brat, Asacrifice. Uniósł brew na mój widok i posłał wrogie spojrzenie w stronę mojego towarzysza.
- Czego chcesz? - prychnęłam, prostując się.
- Nie wyprężaj się tak. I tak nie urośniesz. - rzucił As, a ja jedynie wbiłam w niego swoje zażenowane spojrzenie. - Co tu razem robicie?
- A co cię to obchodzi? - syknęłam - Polowaliśmy.
- Zaczęła się wojna.
Powiedział to tak, jakby mówił o swojej kolacji. A ja otwarłam szeroko oczy. Nic nie mówił, ale ja poczułam coś dziwnego. Tak, jakbym to ja była odpowiedzialna teraz za każdego wilka.
Skoczyłam ku niemu, łapą przyciskając go do ściany.
- Kto? - zapytałam chłodno.
- Puść mnie. - warknął.
Oracle stał obok nas, przyglądając się nam. Nie reagował, jedynie nas obserwując.
Mierzyłam się z bratem spojrzeniem, wciąż przyciskając go do ściany. Wiedziałam, że jeśli by chciał, od razu mógłby z łatwością mnie powalić. Był silniejszy, znacznie silniejszy.
Choć w jego oczach nie było śladu wściekłości, to wiedziałam, że właśnie planuje moją śmierć na 20 sposobów.
Puściłam go, odsuwając się.
- Po prostu to przeczytaj. - wysunął w moim kierunku łapę ze zwiniętą kartką. Nieufnie zmierzyłam ją wzrokiem i rozwinęłam.
- Oddziały? - zmarszczyłam brwi - Och, jaka szkoda, że nie jesteśmy razem.
Prychnął. Spojrzałam na Oracle, który do tej pory nic nie mówił.
- Przepraszam, Oracle, spotkamy się kiedy indziej. Teraz musisz udać się do swojego oddziału.
Podałam mu kartkę, a ten skinął łbem.
- Do zobaczenia, Liro. - uśmiechnął się i zniknął.
- Liro? - zakpił As.
Zmierzyłam go jednak jedynie wzrokiem.
- Mój kochany braciszku - mruknęłam z podłym uśmieszkiem na pysku - To co, idziemy się rozglądnąć, czy już zbieramy oddziały?
Asacrifice? :D