- Przepraszam, wiesz, że nie umiem posługiwać się toporem!
- Wrrrr... Na dzisiaj koniec, jeśli chcesz, idź poćwiczyć rzucaniem w drzewo.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj, pracuj nad sobą, zobaczysz efekty. I nie dąsaj się już.
Z mojej łopatki sączyła się krew. Nie bolało aż tak bardzo, w końcu to tylko draśnięcie. Chyba...
Krok za krokiem. Jedna noga, druga. Nie kulej, przecież to nie boli... Wcale! Zamknij się już. Zacząłem truchtać. Od naszej "areny do ćwiczeń" do zielarki było około pół kilometra. Leloo wiedz, że kiedyś ci się odpłacę. UGH.
Dotarłem do zielarki. Ingreed stała tyłem do lady i coś nuciła pod nosem.
- Ingreed?
- Hym... Co?
Obróciła się z kwaśną miną.
- Co tym razem zrobiłeś?
- Nie ja tylko Gavin.
- Jak widzę, dziś był topór?
- Zgadza się.
- Jak możesz dawać dziecku takie rzeczy, on jest taki radosny, nie rób z niego zabójcy.
- Musi umieć walczyć, poza tym, sam chciał.
- Yhym....
Nadąsała się i poszła po jakieś leki.
- To co mi dziś zaoferujesz?
- Tym razem sama cię uleczę.
- Robiłaś to już kiedyś?
- Nieee.
- Już się boję.
Kolejny raz zniknęła mi z oczu. Mimo że była młoda, bardzo miło mi się z nią rozmawiało, mieliśmy wiele wspólnych tematów.
- Nie myślałaś kiedyś nad nauką samoobrony?
Ingreed?