w bibliotece
Pachniało tam przyjemnie książkami, papierem i drewnem. Kręciło się tam parę plam, które były zapewne wilkami. Co jakiś czas plamy przystawały przy którymś regale i wyciągały z niego książki. Rozejrzałam się po bibliotece. Powiem tak: MNÓSTWO KSIĄŻEK! Podobał mi się klimat tego magicznego miejsca. Podeszłam do jednej z półek, wyciągnęłam książkę. "Przewodnik po religii i wierzeniach watahy" - odczytałam z wielkim trudem, mimo, że litery były ogromne. Nieopodal stała jedna z plam:
- Ej, ty! - szepnęłam do plamy - Przeczytaj mi to!
Plama odwróciła głowę w moją stronę, zdumiona.
- Słucham? - to był basior
- No mówię! Przeczytaj mi to!
- Wybacz, ale wciąż nie bardzo rozumiem... A nie możesz sama?
Wciągnęłam ze świstem powietrze, rozeznając się w zapachu wilka.
Pachniał trochę jak ten alfa... trochę waderą-alfą... i trochę kimś, kto również spędza z nimi sporo czasu... chyba szczeniak. Ponadto dało się wyczuć też zapach... tego... jak mu tam było... chyba "Pajen", albo "Pajona"... Pajananino?.... Mniejsza o to! W każdym razie, ostatnio przez krótki czas był z nim, czuć było też coś gorzkiego. Jakiś napój.
- Słuchaj! - rzekłam - Widzisz te takie małe, czarne znaczki?
Pokiwał niepewnie głową.
- Jeśli nie masz w głowie siana, to powinieneś potrafić złożyć z nich słowa, potrafisz?
Znów pokiwał głowa.
- To teraz musisz tylko mi te wyrazy odczytać! Chyba dasz radę, co?
Wyglądał na zdziwionego ale przytaknął.
- Wieeeeęc??? - naciskałam
- No dobrze - powiedział
Potem czytał mi o religii watahy, przez dłuższy czas. Następnie wybrałam kolejną książkę, o filozofii i jeszcze kolejną. Czytał, czytał i czytał, baaardzo długo! A ja słuchałam w skupieniu, wiedziałam, że muszę to wszystko zapamiętać, bo nie będę miała możliwości samodzielnego czytania. Lekcja musiała dobrze wypaść, więc trzeba było być przygotowanym. W końcu basior skończył:
- A tak w ogóle, to jak ci na imię?
- Boomerang - odrzekałam
- Mogłem się domyślić. Tylko ty jedna poprosiłabyś o przeczytanie książki o filozofii.
Milczałam przez chwilę, zanim naszła mnie myśl, że może on oczekuje, że się go spytam o jego imię.
- A... ty jak... masz na imię?
- Louis Thomas Redgeed - odparł gładko - Jestem synem alfy.
O kurcze!, pomyślałam. Czy ja właśnie przymusiłam do czytania syna alfy? Pomyślałam, że licho to się dla mnie skończy.
Louis? :)