Przeskoczyłam nad wąskim strumyczkiem i zaczęłam sunąc po błotnistej skarpie, na jej końcu skacząc na wystający głaz. Usadowiłam się wygodnie i omiotłam okolicę wzrokiem, napawając oczy pięknym widokiem, który tak dobrze znałam.
Zeskoczyłam, kiedy słońce wzniosło się ponad linię drzew stojących w oddali. Puściłam się biegiem przed siebie, zauważając, że deszcz powoli ustaje, a świat ożywa.
- Harbinger! - zawołałam, stojąc przed jego jaskinią. No, jego i Leloo.
- Tak? - zlustrował mnie wzrokiem
- Cześć. - uśmiechnęłam się, teraz nieco speszona - Um... Przepraszam, obudziłam Cię?
- Nie, nie spałem.
Kamień spadł mi z serca.
- To dobrze. - uśmiechnęłam się niepewnie. - Mam coś dla Ciebie.
Nosem podsunęłam mu bukiet kolorowych kwiatów i wplecionych w nie kasztany i żołędzie. Jego zielone oczy wpiły się we mnie, a ja czułam, jak topnieję pod jego wzrokiem. No i całą pewność siebie szlag trafił.
- Ja... Zebraliśmy to z Leloo. Wiem, że chciałbyś, żeby był wojownikiem, a wojownicy nie zbi... zbierają... kwiatków... - zacięłam się, błądząc wzrokiem po ziemi - Ale wiesz, pomyślałam, że to szczeniak... I ten... No... Wiesz, chciałam zrobić Ci miłą... miłą niespodziankę...
Basior stał z nieodgadnioną dla mnie miną, więc kontynuowałam swój nieudolny potok słów, czując coraz większą panikę narastającą gdzieś w środku mnie.
- Przepraszam, jeśli Ci się nie podoba... Wiesz... Nie chciałam... Przepraszam...
Harbinger? Nie wiem, czy dobrze wykorzystałam szansę, wybacz :D