Znów dostałam napadu. Szłam bez celu przed siebie, myślałam o strasznych rzeczach. Nic mi się nie chciało, jeść, pić, spać... Najchętniej zwinęłabym się w kłębek, gdzieś w jaskini w jaskini i przestała istnieć. Nadarzyła się cudowna ku temu sposobność. Kiedy tak szłam, zobaczyłam ogromne drzewo z odsłoniętymi korzeniami. Podeszłam do drzewa i zobaczyłam, że między korzeniami, znajdują się dość duże jamy, by wadera moich rozmiarów mogła tam wejść. Wsunęłam się do środka i skuliłam w kącie. Nigdy nie potrzebowałam żadnego legowiska, bo z łatwością kładłam się na moim ogonie, tak było i tym razem. Owinęłam się ciasno moim ogonem, i patrzyłam tępo przed siebie. Było mi okropnie źle, nawet nie wiedziałam z jakiego powodu... Kiedy tak siedziałam, pogrążona w rozpaczy, usłyszałam czyjeś głosy na zewnątrz... wadery. Nie chciałam wychodzić im na spotkanie, więc nie wyszłam, tylko siedziałam w mojej norze, jakbym w ogóle nie słyszała głosów. Przybliżały się, coraz bardziej i bardziej, nawet jeśli mnie znajdą, to w tej chwil zupełnie mnie to nie obchodziło...
- Co tam jest, w tej jamie? Coś tam chyba siedzi... - dobiegł mnie głos
- No nie wiem... chyba nie powinnyśmy tam iść... - powiedział drugi głos
Nagle w moim polu widzenia ukazała się czyjaś głowa.
Yuko? Kto to jest, ta druga wadera? ;D