- Po co tu przyszedłeś? - podpytała.
- Tak sobie. Chciałem się z Tobą widzieć - odparłem.
- Chcesz coś do jedzenia? Jeśli tak, to pójdę upolować - powiedziała.
- Nie, nie trzeba. - po tych słowach odwróciłem się w stronę upolowanej zwierzyny - To dla Ciebie. Znaczy dla nas. Obojga. - rzekłem.
- Żartujesz ze mnie. Co nie? - spytała, nie dowierzając.
- Nie. Mówię tak na serio. Tak serio, serio - powiedziałem.
- Na pewno?
- No tak.
- Nie kłamiesz?
- Mówię że nie. Zjedzmy coś. Jestem głodny. - zasiedliśmy więc i poczęliśmy jeść.
[Po posiłku.]
- Scraf... Czy ty tak na prawdę mnie kochasz? - spytała.
- Tak. - powiedziałem - Najbardziej - dopowiedziałem po chwili.
- Jeślibym się z tobą związała i byś pokochał inną. Co zrobisz?
- Ja? Nigdy do takiej sytuacji nie dojdzie.
- Jeśli byśmy byli parą i pokochałabym innego... Nie chciałbyś się zabić?
- Nie. Muszę to przyjąć na klatę. To jakieś przesłuchanie?
- Tak jakby. Robi się późno, a muszę być wypoczęta. Idź już. - powiedziała.
- No to do jutra - pożegnałem się.
~Sen~
To było dawno... Stałem na jakiejś łące. Wiatr lekko wiał, grając na lutni. W pewnym momencie widok zmienił się. Zmienił na ciemny, ponury obraz. Wojna. Cały krajobraz wypełniała wojna. Wojna o mnie. Wtem zauważyłem gdy giną moi rodzice. Z ręki samej Śmierci. Zacząłem płakać, bo nic nie mogłem zrobić. Sen się urwał, a ja spałem dalej. Resztę nocy śniłem o Madness. Bogowie przepowiedzieli mi, że będzie w niebezpieczeństwie. Sen ponownie się urwał. Tak co chwila, dopóki sny nie przeleciały każdego z wilków.
~Koniec snu.~
Nastał ranek. Poszedłem więc do Madness w odwiedziny. Znaczy się znowu. Lubiłem i lubię do niej chodzić. U niej czuję się tak, jakbym żył pełnią sobą.
- Mad? - zapukałem.
Madness?