- Kim jesteś? - zaczęłam drżącym głosem - Jak mogę ci pomóc? Daj mi jakiś znak...
Nagle poczułam coś mokrego pod stopami. Woda... woda zaczynała wypełniać salon, a gdy sięgnęła mojego brzucha, wyłonił się z niej wodny napis "Laos". Potem woda zniknęła, a dom wypełnił się światłem słońca.
- Więc to duch Laos... - mówiłam sama do siebie drepcząc przez las - Zabiłam ją, to fakt. Znałam ja jedynie z wyglądu, a mimo to zginęła z moich łap... (a raczej łap demona, który mnie opętał...) Była niewinna, nie znała mnie, a zginęła... ma mi to za złe! No jasne! Ale dlaczego odzywa się dopiero teraz? Dlaczego nie wcześniej... i co ona może ode mnie chcieć?
Poczułam zapach stadka zajączków, kicających gdzieś nieopodal. Zaczęłam biec w ich stronę. Byłam już blisko. Bardzo blisko. Prawie jednego sięgałam lecz jedna z moich łap wylądowała w kałuży błota i ugrzęzła. Reszta moich łap biegła dalej i tym oto sposobem wylądowałam na ziemi.
- Laos! Pozbawiłaś mnie śniadania! Wiem, że to ty, tej kałuży tu przed chwilą nie było. Czego ode mnie chcesz?
Jednak odpowiedział mi tylko dźwięk spadających kropel. Gdyby nie zdarzenia z dzisiejszego dnia, pewnie pomyślałabym, że to zwykły przypadek. Jednak nie teraz, kiedy prześladuje mnie duch wilka wody. Pojedyncze krople spadały na moje futro coraz częściej i z większą siłą. W końcu moje puchate futro oklapło pod wpływem wody. Z poirytowaniem i odrobiną smutku odgarnęłam mokrą grzywkę z oczu. Jak miałam pozbyć się tego ducha? Co ja mogę zrobić? Jestem tylko małą waderą. Bezradną Ariene, zagubioną gdzieś między niebem, a piekłem. Wiecznie rozdartą między anioły i demony.
***
Wieczór był piękny. W powietrzu unosił się zapach trawy i kwiatów. Nie było bardzo gorąco, ani też zimno. Późne lato wręcz idealnie nadawało się na wieczorną kąpiel w małym jeziorze. Niewiele wilków wie o jego istnieniu. Jest tak małe i na tyle ukryte w gęstych krzakach i drzewach. Miałam je prawie tylko dla siebie i to było cudowne. Bez dłuższego namysłu wskoczyłam do niego. Gdy zetknęłam się z wodą, zapomniałam o otaczającym mnie świecie. Jakby wszystko inne nagle zniknęło. Nawet dręczący mnie duch zdawał się teraz odległym wspomnieniem. Po prostu o nim zapomniałam. Pewnie wiele z was ucieszyłoby się, gdyby zapomniało o dręczycielu z zaświatów. W brew pozorom to był największy błąd, jaki dziś popełniłam. Przestałam być ostrożna, za bardzo się rozluźniłam. I Laos wtedy zaatakowała. Wciągnęła mnie pod wodę, gdy moje myśli odeszły daleko od niej. Usłyszałam cichy syk. Niewyraźny, a jednak udało mi się w nim usłyszeć "życie za życie". Więcej nie musiałam myśleć. Wiedziałam dokładnie co musiałam zrobić. Jeśli ona będzie żyć, będę żyć i ja. Jeśli nie zwrócę jej życia, ona zabierze mi moje. Kiwnęłam głową, na znak że rozumiem. Wtem duch puścił i wypłynęłam na ląd. Odrobina wody wleciała mi do gardła. Teraz próbowałam ją wykaszleć. Byłam bliska śmierci... a przez tak długi czas wierzyłam, że duch nic mi nie może zrobić. W jakim błędzie żyłam... Znów usłyszałam szept połączony z sykiem. "Masz czas do trzeciego wschodu księżyca od teraz." Tak brzmiał tego głos. Nie traciłam czasu. Natychmiast pobiegłam do sklepu.
- Że ile?! - wydarłam się na sprzedawcę.
- 5 000 L - powtórzył ze strachem.
- Ale ja tyle nie mam!
Wyszłam z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Biegłam, biegłam jak najdalej zalewając się złami. Muszę mieć ten eliksir! Muszę, albo zginę!
C.D.N.