Little do you know
How I’m breaking while you fall asleep
Little do you know
I’m still haunted by the memories
Little do you know
I’m trying to pick myself up, piece by piece
Little do you know I..
Need a little more time...
Underneath it all I’m held captive by the hole inside
I’ve been holding back for the fear that you might change your mind
I’m ready to forgive you, but forgetting is a harder fight
Little do you know I..
Need a little more time...
Postanowiłem dać jej trochę czasu. Wyszedłem. Musiałem ochłonąć. Usiadłem sobie na kamieniu, i zacząłem obserwować wiewiórkę. Pobiegłem za nią w las. Potknąłem się o drzewo. Zajrzałem do środka. Siedział tam mój młodszy brat.
-Nicolay? - Mruknąłem unosząc brew. - Co ty robisz w spruchniałym drzewie?
- Nic. Siedzę. Chowam się przed Kesame. - Powiedział niepewnie. No tak, nie miał do mnie nawet za grosz zaufania. Może to dla tego że nigdy z nim nie gadałem?
- A ty ? Co robisz tutaj? - Zapytał wychodząc.
- Przyszedłem odpocząć. Dzisiaj się dużo wydarzyło. Muszę iść do kogoś po poradę. Ale na pewno nie do ojca. Nie chcę robić tego co on. Chcę być inny, chcę zrobić inaczej. Ale nie wiem do kogo się z tym zwrócić. - Wypaliłem.
- Ale z czym? Może i jestem dzieciakiem, ale może jest to temat na którym się znam?
- Sprawy miłosne. Chciałbym wyznać dla takiej jednej, że ją kocham, ale nie umiem bo wiem, że ona nie przepada aż tak za mną. - Spuściłem łeb.
- Oj tam. Rozmawiajcie o czymś i w pewnym zdaniu powiedz kocham cię, albo coś podobnego, jak się nie skapnie, to próbuj dalej. A jak się skapnie, to jej to powiedz i nie przejmuj się tym że cię nie zechce. - Wyszczerzył ząbki w szyderczym uśmiechu i zaśmiał się.
- Ha, ha bardzo śmieszne. - Położyłem uszy po sobie. - Dobra ide, powiem jej to wprost. Nara!
Nicolay może i był dzieciakiem. Ale był też idealnym bratem. Walić że młodszym. Liczy się to że świetnie mi się z nim gada, ma poczucie humoru. A Raiden? Zawsze jest cichy, a jak już z nim gadać to o nim, Will i ich dzieciach. Blee, dzieci. Na samą myśl o tym że ja miałbym je mieć robi mi się niedobrze. Ale...Ja przecież i tak nie mogę ich spłodzić, więc żadna nie ma się o co bać, jeżeli lubi bez zabezpieczeń. Z uśmieszkiem na pysku wędrowałem w stronę jaskini lekarskiej. Wszedłem do środka i zmierzyłem wzrokiem lekarza który stał nad Noctą.
- I jak? - Zapytałem szturchając go.
- Jest stabilnie. Straciła dużo krwi, więc musimy pobrać od kogoś krew aby jej ją dać. Inaczej może nie przeżyć. - Powiedział z kamienną miną.
- Aha...- Westchnąłem. - Dajcie mi tu igłę.
- Co ty chcesz zrobić? - Zapytał.
- Bierz ode mnie tą krew i nie pytaj durniu. - Warknąłem i posadziłem swój tyłek na krzesełku. Chwila, i było po wszystkim. Lekarz wyszedł. To moja szansa.
- Nocta? - Szepnąłem. Obudziła się i spojrzała na mnie niemrawo. - Jak się czujesz?
- Chyba dobrze...- Westchnęła.
- To...To bardzo się ciesze i w ogóle...Jak wyszedłem spotkałem Nicolaya i gadałem z nim jak nigdy no i tak sobie pomyślałem że cię kocham no i w tedy jak sobie tak myślałem to postanowiłem wrócić żeby nie zawracać mojemu braciszkowi tej jego dziecinnej główki no i właśnie w tedy postanowiłem wrócić do jaskini lekarskiej no i usiadłem tutaj i czekałem aż się obudzisz no i oddałem ci trochę swojej krwi żebyś mi tu nie umarła. - Wyszczerzyłem ząbki w uśmiechu, patrząc na nią głupio.
- Nic. Siedzę. Chowam się przed Kesame. - Powiedział niepewnie. No tak, nie miał do mnie nawet za grosz zaufania. Może to dla tego że nigdy z nim nie gadałem?
- A ty ? Co robisz tutaj? - Zapytał wychodząc.
- Przyszedłem odpocząć. Dzisiaj się dużo wydarzyło. Muszę iść do kogoś po poradę. Ale na pewno nie do ojca. Nie chcę robić tego co on. Chcę być inny, chcę zrobić inaczej. Ale nie wiem do kogo się z tym zwrócić. - Wypaliłem.
- Ale z czym? Może i jestem dzieciakiem, ale może jest to temat na którym się znam?
- Sprawy miłosne. Chciałbym wyznać dla takiej jednej, że ją kocham, ale nie umiem bo wiem, że ona nie przepada aż tak za mną. - Spuściłem łeb.
- Oj tam. Rozmawiajcie o czymś i w pewnym zdaniu powiedz kocham cię, albo coś podobnego, jak się nie skapnie, to próbuj dalej. A jak się skapnie, to jej to powiedz i nie przejmuj się tym że cię nie zechce. - Wyszczerzył ząbki w szyderczym uśmiechu i zaśmiał się.
- Ha, ha bardzo śmieszne. - Położyłem uszy po sobie. - Dobra ide, powiem jej to wprost. Nara!
Nicolay może i był dzieciakiem. Ale był też idealnym bratem. Walić że młodszym. Liczy się to że świetnie mi się z nim gada, ma poczucie humoru. A Raiden? Zawsze jest cichy, a jak już z nim gadać to o nim, Will i ich dzieciach. Blee, dzieci. Na samą myśl o tym że ja miałbym je mieć robi mi się niedobrze. Ale...Ja przecież i tak nie mogę ich spłodzić, więc żadna nie ma się o co bać, jeżeli lubi bez zabezpieczeń. Z uśmieszkiem na pysku wędrowałem w stronę jaskini lekarskiej. Wszedłem do środka i zmierzyłem wzrokiem lekarza który stał nad Noctą.
- I jak? - Zapytałem szturchając go.
- Jest stabilnie. Straciła dużo krwi, więc musimy pobrać od kogoś krew aby jej ją dać. Inaczej może nie przeżyć. - Powiedział z kamienną miną.
- Aha...- Westchnąłem. - Dajcie mi tu igłę.
- Co ty chcesz zrobić? - Zapytał.
- Bierz ode mnie tą krew i nie pytaj durniu. - Warknąłem i posadziłem swój tyłek na krzesełku. Chwila, i było po wszystkim. Lekarz wyszedł. To moja szansa.
- Nocta? - Szepnąłem. Obudziła się i spojrzała na mnie niemrawo. - Jak się czujesz?
- Chyba dobrze...- Westchnęła.
- To...To bardzo się ciesze i w ogóle...Jak wyszedłem spotkałem Nicolaya i gadałem z nim jak nigdy no i tak sobie pomyślałem że cię kocham no i w tedy jak sobie tak myślałem to postanowiłem wrócić żeby nie zawracać mojemu braciszkowi tej jego dziecinnej główki no i właśnie w tedy postanowiłem wrócić do jaskini lekarskiej no i usiadłem tutaj i czekałem aż się obudzisz no i oddałem ci trochę swojej krwi żebyś mi tu nie umarła. - Wyszczerzyłem ząbki w uśmiechu, patrząc na nią głupio.
Nocta? Opowiadanie beznadziejne, nic się nie klei, dawno nie pisałam, nie bij. Nie musisz odpisywać od razu, i tak dobrze wiesz że od razu ci nie odpiszę bo mam dużo na głowie :v