Leżałam na grzbiecie, wygrzewając się na skale. Promienie słoneczne pieściły całe moje ciało, a cichy szum rzeki wyciszał i uspokajał.
- Wiesz, że musimy wstawać?
Cichy pomruk Ivash nakazał mi otworzyć jedno oko i spojrzeć na nią. Na szczęście leżała na niższej ze skalnych półek i nie musiałam podnosić łba, żeby posłać jej mordercze spojrzenie. W odpowiedzi jedynie prychnęłam. Wzdrygnęła się i uniosła łeb, a ja podążyłam w jej ślady.
- Uważaj - ostrzegłam - ktoś idzie.
- Myślisz, że jestem ślepa i głucha?
Za moimi plecami rozległ się niski pomruk, zdecydowanie należący do basiora. Odwróciłam się, zaskoczona, lecz nadal zachowując kamienną twarz. Spojrzałam mu w oczy, napinając mięśnie. Staliśmy zaledwie kilkanaście centymetrów od siebie.
- Jak masz na imię? - zapytał nieznajomy o jasnoczerwonych oczach.
Uniosłam brew, kątem oka rejestrując jeszcze jedną wilczycę podchodzącą właśnie do Ivy.
- Keira - odparłam chłodno, nawet się nie zastanawiając.
- Czyżby? - do całej tej szopki dołączył kolejny wilk, wyglądający jak wyjęty z filmu akcji. - Nie wiedziałem, że zmieniłaś imię, Loedio.
Odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos.
- O, wujaszek Romino - syknęłam - miło cię widzieć.
Zaśmiał się sztucznie.
- Czyli mnie pamiętasz, miło.
- O co chodzi? - zapytała do tej pory milcząca lwica, stając obok mnie.
Czułam się dość zażenowana całym tym spotkaniem, a obecność dwóch nieznajomych wcale nie ułatwiała mi rozluźnienia się.
- Ivash i Loedia, tak? - westchnął czerwonooki. - I po co nam one?
- Zaraz, zaraz - warknęła lwica - możecie nam łaskawie powiedzieć, po cholerę zawracacie nam głowy?
- Ten tu to Kuro - Romino skinięciem łba wskazał na basiora, a potem spojrzał na milczącą do tej pory waderę. - Na nią wołają Rita. Mnie już znacie.
- Odpowiedź niezgodna z pytaniem - wtrąciła Ivy pod nosem, opierając się bokiem o skałę.
- Mamy dla was ciekawą propozycję.
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem, a moja towarzyszka przekręciła łeb, całą swoją uwagę koncentrując na basiorze.
- Pracujemy jako płatni zabójcy i chcielibyśmy, żebyście się do nas przyłączyły.
Wybuchnęłam śmiechem, po chwili jednak milknąc. Spojrzałam na niego z rozbawieniem w oczach.
- Mówisz poważnie? Myślisz, że mam ochotę bawić się w mrocznego rycerza i popylać przez świat umorusana krwią, w śmiesznym wdzianku? Tak, jak ty?
Kuro, nie odzywając się ani słowem, w ułamku sekundy przystawił mi do szyi sztylet wykonany z lodu, a Rita pojawiła się z boku Ivy, bacznie obserwując czarnego basiora.
- Radzę ci go nie obrażać - syknął mi do ucha.
- Oj, zamknij się, książę - mruknęłam i odwróciłam łeb, napotykając jego płonące spojrzenie.
Nagle sztylet zniknął, a Romino uśmiechnął się pod nosem.
- Niedługo wrócimy - i zniknęli.
Z lasu wyłoniła się moja matka, lustrując otoczenie. A więc znikający sztylet to jej sprawka.
- Słyszałam jakieś głosy, a potem zobaczyłam cię z przystawionym sztyletem pod gardło - odezwała się i przeniosła wzrok na Ivash. - Kto to był? Jesteście całe?
- Nic się nie działo - odparłam, ruszając w stronę Centrum - a oni po prostu się zgubili. Trochę powojowali, ale zaraz uciekli.
- Nie wrócą - dodała lwica i ruszyła za mną.
Matka westchnęła, a ja czułam na sobie jej wzrok. Czyli nie rozpoznała swojego przyjaciela. Cóż za ironia.