Od środka zżerało mnie także poczucie winy. Cały czas o czaszkę obijały mi się jego słowa, z głębi mojego ciała coś wrzeszczało: "To twoja wina!". Od któregoś momentu dnia po prostu się rozpłakałam, bo nie miałam już siły, żeby odpowiadać na pytania. "Wszystko ok?". "Może jakoś pomóc?". "Jak tam, Madness?". To mnie przerastało.
Wszystko dlatego, żeby był szczęśliwy jak ja. I żebym była jego przyjaciółką. To moja wina. Gdyby mnie nie poznał, wszystko byłoby teraz w porządku. Ale nie jest. Nie chcę go ranić, zostawiając go samemu sobie, ale jednocześnie nie chcę się z nim tak szybko wiązać. A jeśli się zakocham w jakimś innym basiorze? Nie miałabym wtedy serca tak po prostu z nim zerwać, więc całe życie cierpiałabym z miłości u jego boku, a on widziałby, że nie dażę go już uczuciem. A jeśli on się w kimś zakocha? Ja też będę samotna, on będzie z nią. Sytuacja bez wyjścia.
W końcu zdecydowałam udać się do Scrafa. Mimo wszystko brakuje mi go. Łapa za łapą, próbowałam znaleźć jakiś sposób, aby wszyscy byli zadowoleni. Ale nic. Nic nie wymyśliłam. Gdy wchodziłam do jakini Corayi, od razu powitał mnie wesoły basior. Widać że tęsknił. Przywołałam na pysk sztuczny uśmiech i przytuliłam go na powitanie.
Scraf?