[W drodze do jaskini Madness]
- To... Zdradzisz mi chociaż szczegół z tej niespodzianki? Proooszę... - popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
- Niestety, ale nie. Muszę iść. - powiedziałem.
- A gdzie?
- To bardzo pilna sprawa.
- Proszę, powiedz!
- Nie mogę. Widzimy się na skale przed Twoją jaskinią. Pamiętaj! O zachodzie słońca! Do zobaczenia. - powiedziałem na odchodne.
- To na razie! - odpowiedziała. Może już wie o tym? Nie, nie może.
[W drodze po coś.]
- Co jeśli powie nie? Jeśli się nie zgodzi na tę przygodę? Chyba umrę. - mamrotałem sam do siebie. Było popołudnie. Wiatr wiał cicho na lirze, słońce lekko przygrzewało swoim ciepłem. Postanowiłem upolować coś większego, znaczy bardziej mięsistego od jelenia. Szukałem dzika.
- Mam! - pomyślałem. - Jest idealny! - w ułamku sekundy - no, nieprzesadnie, dzik znalazł się pod moimi łapami, przygwożdżony, zmęczony i bezbronny. Wbiłem w jego tchawicę swoje ostre kły. Zabiłem go. Ale na dobry cel. Nadchodził zachód słońca. Pospieszyłem pod jaskinię Mad, aby być przed nią na miejscu. Musiałem wszystko przygotować.
- O, Scarf, co tak wcześnie? - spytała z uśmiechem na pysku.
- Eh, myślałem że później przyjdziesz. - powiedziałem. - Proszę, usiądź. - usadowiła się więc wygodnie... Stres mnie zżerał.
[Gdy ogarnąłem się.]
- Mad, ja... - wyjąkałem.
- Tak Scarf? - podpytała.
- Czy... Czy... No, nie wiem jak to powiedzieć. - dalej jąkałem. Może powiedzieć tak jak ludzie? Nie, to za głupie.
- No co? Scarf, dobrze się czujesz? - powiedziała trochę przestraszona Mad.
- Czy... Ja i ty... Powiedz szczerze. Proszę, może wiesz o co mi chodzi... No, wiesz. - powiedziałem nie pewnie. Wystawiłem ściśniętą łapę. Madness wyciągnęła również, ale otwartą. Położyłem na niej...
- Scarf! - krzyknęła zszokowana.
Madness? Tak dziwnie, ale cóż... Scarf nie może wiecznie żyć w samotności...