- Idiotka.
- Zamknij się padalcu. Nie masz nic do powiedzenia. To ty pierwszy się w to wplątałeś. Po za tym to i tak wszystko twoja wina!
- Moja?! Moja wina?!
- Tak!
- Trzeba było mnie nie łaskotać, to byś się nie wplątała!
Wadera obróciła się obrażona.
- Starałam Ci się pomóc!
- Ta jasne! Bo jeszcze w to uwierzę! Przyznaj, że bawiła Cię cała sytuacja!
Luma spojrzała na mnie przez swoją maskę.
- A i owszem bawiła. – powiedziała rozbawiona.
- Mam Cię dosyć. – odwróciłem od niej głowę.
- I nawzajem.
Nastała cisza. Nie odzywaliśmy się do siebie przez jakieś 5-7 minut. Nagle mnie natchnęło. No przecież! Umiem się zmieniać w cień! Popatrzyłem na Puchatka. Nadal siedziała odwrócona ode mnie. To jest świetna okazja do zabawy. Uśmiechnąłem się szeroko, po czym zmieniłem się w cień. Chaszcze od razu puściły, a ja mogłem czuć się w końcu swobodnie. Wypełzłem cieniem z krzaków i powróciłem do normalnej formy. Puchatek spojrzał na mnie.
- C- co? Ale jak?!
- Moja droga, zapomniałem o moich zdolnościach. Przecież przemiana w cień to moja specjalność. – posłałem jej wielki, biały uśmiech.
- Czyli przez cały ten czas moich starań, ty miałeś możliwość szybkiej przemiany?! Ty tępy złomie! Jak mogłeś! Natychmiast mnie stąd uwolnij! I widzisz?! Mówiłam, że to wszystko twoja wina!
Zrobiłem niewinną minkę.
- Ale ty też wiedziałaś, że to potrafię. Powinnaś mi przypomnieć.
- Ty… tyyyy! Uwolnij mnie stąd mała, dobra do niczego kupo bezużytecznej masy!
- Oj, zrobiłbym to z chęcią ale przypomniało mi się, że zostawiłem moją zwierzynę na ogniu.
- Nic nie zostawiłeś! Uwolnij mnie natychmiast!
- A co będę miał za to w zamian? – lewitując w powietrzu, ułożyłem się w pozycji leżącej i położyłem swoją głowę na skrzyżowanych łapach.
- Pomyślmy… niezłego kopa w du*ę?!
- Hmm, spasuję.
- Długo będziesz się tak gapił?
- To jest jedna z najlepszych chwil w moim życiu. Nie mogę się nie gapić.
- Jesteś najbardziej beznadziejnym wilkiem jakiego kiedykolwiek poznałam.
- Beznadziejnym? Czuję się urażony.
- To już tylko twoja zasługa.
Zaśmiałem się pod nosem.
- Ty chyba nie wiesz kiedy się poddać. Powinieneś lepiej dobierać sobie przeciwników. – odpowiedziała na to.
- No już taki ze mnie drań. Musisz liczyć się z tym, że gdy komuś dokuczasz, karma powraca.
- Mhm, to bardziej dotyczy Ciebie. To nie ja pierwsza zaczęłam.
- Tak mi przykro, że tak łatwo Cię rozzłościć.
- Dobra, koniec tej gadki szmatki. Masz mi pomóc.
- Nie chcę dostać kopa, więc raczej nie pomogę.
- Im dłużej z tym zwlekasz tym większy się on szykuje.
Przymrużyłem oczy i uśmiechnąłem się szeroko ponownie.
- Co tu zrobić? Wolę ratować swój ogon, więc obawiam się, że w żaden sposób Ci nie pomogę.
- Oj prędzej czy później się stąd uwolnię. Z pomocą czy bez, zobaczysz, uwolnię się. A wtedy mój drogi nie chciałbyś być w pobliżu. – syknęła.
- O rany. – zaśmiałem się pod nosem.
Wadera westchnęła głęboko i z poirytowaniem.
- Uwolnij mnie. Jest mi niewygodnie. – powiedziała spokojnie, starając się powstrzymać nerwy.
- A ja się za to świetnie bawię. – patrzyłem na nią z uśmiechem.
- Obyś zdechł.
Podroczyłem się jeszcze trochę z poplątaną waderą. Z każdą minutą stawała się coraz bardziej poirytowana. Nie będę ukrywał, że jej wybuchy i starania uwolnienia się sprawiały mi przyjemność. Zapewne ta mała zołza czuła to samo oglądając mnie w tym żałosnym położeniu. I kto tu się teraz śmieje? Ja! Wielki Chinmoku! Król chaosu i zamieszania! Zdusiłem w sobie uczucie roześmiania się. Widząc ciemne niebo, poczułem nie tylko zmęczenie, ale również delikatny lęk. Mam nadzieję, że Puchatek zapomniał już o tym, że powiedziałem jej o moim strachu przed ciemnością. Nie było by fajnie gdyby to rozpamiętywała. Miałem już odejść ale ponieważ mam dobre serce, postanowiłem uwolnić biedną waderę.
- Wiesz, co? Niech będzie. Zlituję się nad tobą i Cię uwolnię. – podfrunąłem bliżej krzaków i rozejrzałem się, co zrobić.
- Zlitować się? No błagam. To jest twój obowiązek, aby mi pomóc.
- Zamknij się i nie wchodź mi paradę.
Zacząłem szukać rozwiązania tej plątaniny gałęzi. Zamieniłem się w cień i wpełzłem nim w krzaki. Znalazłem się pod waderą.
- Można wiedzieć, co ty robisz? – Luma zaczęła się obracać.
- Siedź cicho.
Znalazłem dobrą gałąź, która, gdyby się ją przecięło, poluzowałaby resztę gałęzi. Bułeczka z masłem. Wypełzłem z krzaków i odmieniłem się.
- No i co teraz? – spytała oburzona całą sytuacją.
- Cichaj teraz i się nie ruszaj.
Podfrunąłem bliżej wadery i zagłębiłem swój nos w chaszczach. Wyczułem, że Puchatek czuje się jeszcze bardziej niekomfortowo, co mnie ucieszyło. Nie ma to jak, wprawiać nieukochane wilki w zakłopotanie. Posmyrałem jeszcze chwilę pyszczkiem w krzakach i odnalazłem upragnioną gałąź. Złapałem ja w zęby i przegryzłem. Luma runęła na ziemię, a ja na nią. Szybko mnie odepchnęła.
- Odsuń się!
- Powinnaś mi podziękować. – wstałem z uśmiechem.
- Za co? Za mój stracony czas? Nie, nie dziękuję.
- A to szkoda. – zrobiłem smutną minkę. – Następnym razem zostawię Cię w tych krzakach.
- Nie będzie następnego razu.
Lumaaa? Kto wie czy nie będzie następnego razu? ;3