Cały stres uleciał ze mnie teraz, ustępując miejsca dziwnemu poczuciu odprężenia. Wciąż jednak pamiętałem dziwny wzrok mojej matki, kiedy składałem przysięgę. Coś pomiędzy dumą a niedowierzaniem.
W każdym razie dreptałem teraz obok Will, kątem oka przyglądając się jej smukłej sylwetce. Przyglądałem się jej ciekawskim oczom, lekkim ruchom, jej bransoletce. Była teraz w swoim świecie, zamyślona płynęła naprzód. A ja czułem się zaszczycony, że mogę mówić do niej żono.
- Co będziemy robić? - zapytała, spoglądając na mnie ukradkiem.
- Cóż, ponoć teraz - powiodłem wzrokiem po ciemnym niebie - zaczyna się noc poślubna.
Zaśmiała się cicho, spoglądając na mnie rozbawionym wzrokiem. Prychnąłem i przyspieszyłem, a ona ruszyła w krok za mną. Weszliśmy do jaskini. Will delikatnie odłożyła biżuterię i nieśmiało rozglądnęła się po wnętrzu.
- Czyli teraz oficjalnie mieszkamy razem?
- Na to wygląda - odparłem i odchrząknąłem, zwracając na siebie jej uwagę.
Wadera przekręciła głowę ku mnie, a ja zbliżyłem się do niej, przytykając swój nos do jej nosa. Powiedziała coś, ale nieszczególnie zwróciłem na to uwagę. Przewróciłem ją na grzbiet, a ta gniewnie zmarszczyła brwi.
- Słuchasz mnie?
Posłałem jej zdziwione spojrzenie, nie bardzo wiedząc, czy kłamstwo w tej sytuacji opłaca.
- No jasne - fuknęła. - Dopiero co wzięliśmy ślub, a ty już mnie ignorujesz.
Westchnąłem.
- Zniszczyłaś nastrój.
Chwila napiętej ciszy, wypełniona jedynie posyłaniem sobie morderczych spojrzeń.
- A więc - poddałem się - o co chodziło?
- Domyśl się - mruknęła. Pomimo poważnego tonu wiedziałem, że w środku się uśmiecha.
Pokręciłem łbem i przygwoździłem ją do ziemi, muskając nosem jej szyję.
*kilka dni później*
Otworzyłem leniwie oczy. Polubiłem to, że codziennie budzę się u jej boku, a także nasze poranne, zaspane rozmowy, które niekiedy schodziły na dziwne, zaspane tematy.
- Jak tam? - spytałem, ziewnąłem i przekręciłem się w jej stronę, napotykając jej niemrawe spojrzenie.
- Żyję - skomentowała cicho, wtulając się w moje futro. - Zimnoooo...
- Muszę wstawać - oznajmiłem niechętnie. - Mam teraz wartę.
Posłała mi ubolewające spojrzenie. Odkleiłem się od niej, od razu tego żałując; chłodny wiatr jakimś cudem wdzierał się do jaskini.
- Naprawię to później - rzuciłem, wychodząc i ruszyłem w stronę Centrum.
Will? :D