- Nie! Stój! – zatrzymał mnie jego krzyk. Ciekawe co tym razem wymyślił. – Nie zostawiaj mnie, ja… boję się ciemności… - na to wyznanie zatrzymałam się. Dziwne, że to powiedział. Jestem pewna, że zdaje sobie sprawę, że wykorzystam to kiedyś przeciwko niemu i nie omieszkam wyśmiać go za to. Więc albo zmyślił to tylko po to, by wziąć mnie na litość, albo serio jest tak zdesperowany, by się wydostać i rzeczywiście się boi. Westchnęłam cicho. Obym tego nie żałowała. Wróciłam i stanęłam nad tą kupą nieszczęścia. I co ja mam teraz zrobić? Jak mu pomóc? Co prawda mogłabym spróbować przysmażyć piorunem gałązki, ale istnieje ryzyko, że i Ciutroka podpalę. A nie uśmiecha mi się niańczenie go później. Spięłam się w sobie i spróbowałam porozcinać patyki pazurami. Nic z tego. To przecież niemożliwe by zwykły krzak sprawiał takie problemy. To nie jest żaden beton ani stal. Tylko najpospolitsza sterta patyków i trochę liści. No dobra. Podejście numer dwa. Chwyciłam w pyszczek jeden z pędów i zaczęłam ciągnąć. Wszystko szło w dobrym kierunku. Mogłabym rzec, że w bardzo dobrym. Gałązka poluzowała się i wszystko wskazywało na to, że zaraz całkiem puści. Uśmiechnęłam się pod nosem. O tak. Wspaniała Luma znowu pokazała, kto tu rządzi. Wtedy usłyszałam charakterystyczny dźwięk łamanego drewna. Tak jak myślałam, krzak trzasnął. Ale niestety nie tak jak chciałam. Z powodu dość dużej siły włożonej przeze mnie w wyrywanie tego dziadostwa, chaszcze się urwały, zamiast poluzować tak by Ciućmok mógł wyjść. Takim oto sposobem wystrzeliłam jak z procy, przetoczyłam i uderzyłam w pobliskie drzewo. Po chwili do moich uszu dotarł głośny śmiech. Już miałam go strzelić błyskawicą, gdy dotarł do mnie komizm tej sytuacji. W odległości dwóch lub trzech metrów było dwa wilki. Jeden z nich zaliczył właśnie zderzenie czołowe z pniem, a drugi siedzi zakleszczony w gąszczu. No nie mogłam go winić, chociaż nie wiem, jak bym chciała. Zamiast tego dołączyłam do niego i wybuchłam głośnym śmiechem. W końcu udało mi się pozbierać z ziemi. Otrzepałam się z resztek trawy i liści i z bojowym nastawieniem po raz kolejny podeszłam do powodu kłopotów. W końcu do trzech razy sztuka, prawda? Chwilę się zastanowiłam. Skoro nie dało się z tej strony, trzeba było próbować jakoś inaczej. Wlazłam więc w krzaki. Basior natychmiast zaczął się wiercić i kręcić co niczego nie ułatwiało.
- Przestaniesz się rzucać? Chcę Ci pomóc, ale tak to tylko mi przeszkadzasz - warknęłam. Byłam coraz bardziej zła i zirytowana. Nie dość, że traciłam swój cenny czas na jakiegoś barana, który wlazł w chaszcze nie wiadomo po co, to jeszcze ten wszystko mi utrudniał.
- No przepraszam, ale to nie moja wina, że tu jest mi nie wygodnie. I z pewnością na swoje własne życzenie tu utknąłem – wilk także był zły. Ogólnie atmosfera była coraz bardziej nerwowa. Jeszcze chwila i coś poleci. I z pewnością nie w moją stronę. A ten idiota mógłby, chociaż mi trochę pomóc, a nie tylko się tak ciskać i miotać bez sensu. Chociaż? Może to jest jakiś plan. Rozejrzałam się szybko. Ja to mam szczęście. Tuż obok leżało jakieś samotne, porzucone, bezpańskie czerwone piórko. Cóż byłaby ze mnie żywa istota, gdybym nie zaopiekowała się nim. Złapałam je i uśmiechnęłam się kpiąco. W tym samym czasie wzrok mojego towarzysza padł na moje znalezisko.
- Nie, nie, nie. Ty chyba nie chcesz…
- Oooo… Czyżby ktoś tu miał łaskotki? – czy jestem sadystą? Nie, wcale. Czy zamierzałam wykorzystać owe piórko w łaskotaniu wilka? Jak najbardziej. No bo skoro nie może się wydostać z krzaków, rozplątując ich, to może tak się uda.
- Uwierz, to będzie mnie bardziej bolało niż ciebie – słodko się uśmiechnęłam i użyłam piórka. Delikatnie przejechałam nim po czubku nosa basiora. Jak się rzucił. Takiej reakcji się nie spodziewałam, była zabawniejsza, niż myślałam. Dużo bardziej zabawniejsza. Dziwne ruchy, miotanie się, gimnastyka klauna… sama nie wiem jak to najlepiej opisać, by oddać to co widziałam. Ciutrok chciał odebrać mi moją „broń”. Machał ślepo łapami, zahaczając o gałęzie krzaka. Ze śmiechem unikałam jego ataku. Wilk zmęczył się dużo szybciej niż ja. W końcu leżał na grzbiecie w dość niewygodnej pozycji. Gdy chwilę odetchnęłam, zorientowałam się, że zgubiłam piórko. Chciałam jak najszybciej go znaleźć. Jednak był jeden, malutki problem, który dopiero teraz odkryłam. Podczas naszej drobnej przepychanki, całkowicie zaplątałam się w te głupie krzaki.
Chinmoku? XD