12 marca 2017

Od Cheyenne CD Wuwei'a

Kilkakrotnie zamrugałam oczami, wciąż niedowierzając zanadto w swoją głupotę. Gdzieś z tyłu mojej głowy,  zrodził się malutki płomyczek nadziei, wraz z dwojakimi myślami. A może ja jeszcze śnię, a to wszystko jest jednym, wielkim kłamstwem? Może ja tego, tak naprawdę nie powiedziałam? Ta sytuacja nie miała w ogóle miejsca w świecie rzeczywistym? Koniecznie muszę to sprawdzić. Momentalnie zagryzłam wnętrze polika, od razu czując metaliczny posmak krwi. Boli jak ch*lera. Czyli jednak to prawda...
Bijąc się z własnymi domniemaniami, błyskawicznie powróciłam do swojej wcześniejszej pozycji. Oparałam łeb o miękką poduszkę i z lekka poprawiłam się na łóżku. Czekaj, wróć. Całkowicie odwróciłam się do basiora tyłem.
- Nieważne! - rzuciłam w pośpiechu, przerywając ówczesną ciszę.
Moje lica nie wiadomo z jakiego powodu, poczęły piec niemiłosiernie, powodując nagły przypływ ciepła. Dziwnie się czułam. Nigdy wcześniej nie rumieniłam się z błahych przyczyn i dotychczas tylko raz mi się to zdarzyło. Dokładnie za czasów szczenięcych, gdy Ren oznajmił, że ślicznie wyglądam. Z tej perspektywy czasu, wiem jednak, że wtedy powinnam była głośno się roześmiać i podziękować za komplement. Teraz, już nigdy nie zdołam mu tego powiedzieć.
Znów do moich powiek zaczęły cisnąć się łzy, a przed oczy powrócił straszliwy obraz jego konania. Gdybym tylko mogła cofnąć czas i mieć świadomość tego co się wydarzy. Na pewno by wtedy przeżył. Był tu ze mną. Zaczęłam cichutko łkać, maskując swoje zapłakane ślepia, łapą. Kropla, po kropelce. Łza, za łzą. Pozwalałam im swobodnie spływać, wzdłóż linii pyska i spadać na miękkie prześcieradło, jednocześnie przysłuchując się oddalającym krokom Wuwei'a.

- - -

Poranna rześkość powietrza i bijące z zewnątrz ciepło kończącego się lata, na dobre rozbudziły moje wszelkie zmysły. Nieśmiało poruszyłam wolnym uchem. Po wnętrzu jaskini rozniósł się wspaniały śpiew ptaków, sprawiając, że mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Przez chwilę uważnie słuchałam ich arii, po czym zachęcona wigorem stworzeń, sama postanowiłam wstać. Powoli otworzyłam zaspane oczy, mrużąc je z lekka. Sypialnia, skąpana w świetle dnia początkowo raziła swymi jasnymi kolorami, więc musiałam odczekać kilka sekund by się do nich przyzwyczaić. Dopiero wówczas uchyliłam szerzej powieki i doznałam niemałego szoku. Otóż moje ciało znajdowało się w dość dziwnej pozycji. Wtulone w drugie, biało-czarne, na dobre dało mi do myślenia o tym, co działo się w nocy. Jak na złość niczego nie pamiętałam i w związku z tym, miałam powód do niemałych obaw. Po moich zamroczeniach można było się wszystkiego spodziewać. 
Automatycznie znieruchomiałam, gdy klatka piersiowa wilka, uniosła się wyżej niż wcześniej. To był swoisty znak. Komunikat że osobnik powrócił do jawy. Mimo to, postanowiłam nie odzywać się i czekać aż to on pierwszy rozpocznie temat. Swoją drogą, długo czekać nie musiałam.
Wilk westchnął.
- Emm... Jak to się stało? - zapytał.
Wypuściłam nosem ocieplone powietrze, biorąc kolejny wdech i zaciągając się zapachem Wuwei'a. Pomimo niedokładnie sformułowanego pytania, doskonale wiedziałam o co chodzi.
- Kompletnie nic nie pamiętam - zaczęłam - Więc też nic nie wiem.
- Aha.
Echo naszych słów rozniosło się po jaskini, przerywając trele natury. Wszystko ucichło w jednym momencie, czekając aż nastąpi kontynuacja ,,scenariusza". Bez sensu. Kolejne kilka odechów, pozostawałam w bezruchu jak zaklęty posąg. Miliony myśli zaczęło kłębić się w mojej głowie, a ja nawet nie starałam się na nich skupiać. Zamiast tego, głucho wpatrywałam się w śnieżnobiałą sierść basiora, na karku, czując jej jedwabisty dotyk. Dosłownie. Postanowiłam jednakże opamiętać się w porę. Dopóki nie zrobię czegoś, nie tak, choć w sumie już należy mi się bura.
Bez uprzedzenia, oderwałam się od Wuwei'a, natychmiastowo odczuwając brak jego ciepła. Owiał mnie znośny chłód, który zignorowałam błyskawicznie i zgrabnie zeskoczyłam z łóżka. Zdecydowanie czułam się już znacznie lepiej niż wczoraj. Postanowiłam więc pozwolić sobie na odrobinę ruchu. Cichutko wymknęłam się z sypialki, a następnie truchtem pokonałam rozświetlony korytarz. Szybko minęłam główną komorę groty i idąc dalszym topem holu, znalazłam się na świeżym powietrzu.
Pojedynczy promień słońca, padł wesoło na mój pysk, nieomieszkając nie podzielić się ze mną swym ciepłem. Tak jak przeczuwałam, pogoda dzisiejszego poranka była fenomenalna. Wprost idealna do spędzenia wolnego czasu na dworze. Rozejrzałam się dookoła, napawając pięknem cudownego otoczenia. Mimo że nie rosło tu zbyt wiele flory, szelf, znajdujący się obok mojej jaskini, zdobiła śliczna wiśnia. Właśnie o tej porze roku, zazwyczaj pokrywała się bujnym, różowym kwieciem, od którego ciężaru uginały jej się gałęzie. To właśnie na niej zatrzymałam po kilku sekundach swój wzrok. Miała w sobie coś magicznego i jednocześnie przyciągającego do siebie. Zdecydowanie urzekała też swoją urodą. Bez zastanowienia ruszyłam w kierunku, wznoszącej się praktycznie nad przepaścią, roślinki. Tej krótkiej przechadzce towarzyszyły mi przelatujące koło mnie, drobne ptaki oraz ich potomstwo. Gawędziły wesoło między sobą, a ja przysłuchiwałam się towarzyszących przy tym dialogom.
- Świetnie sobie radzisz! - usłyszałam nad sobą.
- Uważaj jak latasz! - padło gdzieś z boku.
- Hej! Jak się dziś miewasz?
- Mamo, boję się...
Głos przestraszonego pisklęcia, najszczególniej spośród wszystkich, przykuł moją uwagę. Zaciekawiona przystanęłam w miejscu, ponownie nasłuchując.
- Kochanie, przecież Ci już tyle razy mówiłam - szybko odwróciłam głowę w tym kierunku, a mianowicie zadarłam ją do góry.
Na niewielkim wzniesieniu, kilka kroków ode mnie, znajdowało się wielkie, samotne drzewo. To na nim siedziały postacie, toczące rozmowę.
- ... ale to wilk...
Automatycznie przekrzywiłam lekko głowę na bok, głęboko zastanawiając się nad jego słowami. Z usłyszanych fragmentów można było wywnioskować naprawdę wiele. Problem w tym, że pasującą odpowiedzią byłam ja. Tak, moja osoba.
- Czyżbyś myślał, że mogłabym Ci coś zrobić...? - ozwałam się w końcu.
Malec widząc mój śmiały ruch w jego stronę, skulił się nieco, starając się schować za matką. Kolorowa samica natomiast, wpatrywała się we mnie swymi czarnymi jak dwa węgielki, błyszczącymi oczkami.
- Nie jem ptaków, spokojnie - delikatnie zaśmiałam się - Zbyt pięknie śpiewają, by mogła stać im się krzywda z mojej strony.
Zaczepnie mrugnęłam do ptaszyny i ruszyłam pod kwiecistą wiśnię. Gdy nareszcie do niej dotarłam, znalazłszy się w jej cieniu rozprostowałam swoje kończyny, kładąc się. Przez chwilę opierałam swoją głowę o własne łapy, słuchając uważnie dochodzących do mnie dźwięków. Ostatecznie jednak stwierdziłam, że to nie ma sensu. Zadarłam do góry nos, zamykając oczy i poczęłam rozkoszowywać się przyświecającym słońcem oraz jego przyjemnym ciepłem.

http://hioshiru.deviantart.com/

Jakiś basior? Szukam nowego towarzystwa, na jakiś czas ^^




Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template