- Chodźmy! - powiedziała podekscytowana Madness. Albi szła za nią, ja na końcu. Rozejrzałem się po jaskini. Ciemna, chłodna. Już przyzwyczaiłem się do tych normalnych klimatów. Usłyszałem szmer zza kamieni. To... To... To był człowiek. Skąd się tam wziął? Zapewne ktoś ma wścibski nos.
- Padnij! - krzyknąłem do wader, po czym przygwoździłem je do ziemi. Człowiek, który zobaczył, że strzela do nas, natychmiast się ulotnił.
- Scarf! - powiedziała wystraszona Madness, gdy wyszliśmy na powietrze.
- Co się dzieje? - spytałem.
- Jesteś ranny. Nie czujesz bólu? - rzekła. Rzeczywiście, nie czułem bólu. Wcale, mimo że rana mogłaby być poważna.
- Mad, to ja pójdę do Dragona. Dobrze? Narazie! - powiedziała Albi. Madness zaprowadziła mnie do siebie.
- Połóż się. - kazała. Przytaknąłem z lekka i zrobiłem to, o co prosiła. Szukała czegoś, dopóki tego nie znalazła. Szukała opatrunku z liścia.
- Jeśli cię zaboli, to przepraszam. Nie znam się dobrze na lekarstwach i innych takich, ale opatrunek umiem zakładać. - powiedziała, po czym zabrała się do pracy. Moja rana znajdywała się na lewej piersi. Ostrożnie owinęła ją opatrunkiem. Pod koniec pracy powiedziała:
- I jak? Wygodnie? - kiwnąłem do niej. Uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem uśmiech.
- Mad, chcę cię o coś zapytać... - wahałem się powiedzieć.
- Co? - spytała.
- No bo ja... No nie wiem jak to powiedzieć... - nie mogłem z siebie wydusić.
Madness? Sorry, że tak długo czekałaś.