- Dziękuję - powiedziałam podchodząc do niego szybko - Idziemy do uzdrowiciela, czy czujesz się na siłach? Może lepiej nie ryzykować?
Martwiłam się o niego, mimo, że był mi kompletnie obcy. Należałam do watahy od niedawna, jeszcze nie miałam okazji się ze wszystkimi zapoznać... Ech... No dobra, wkręcam was. To była reakcja, którą miałam w planach, naprawdę to...
W pierwszej chwili stałam jak wrośnięta w ziemię, obserwując basiora wygrzebującego się z pod ciała potwora. Czy nic mu nie jest? Został ranny? Gdy już udało mu się oswobodzić, otarł łapą krew z oczu i popatrzył na mnie. Tu właśnie zaczęło się to, czego nie chciałam zrobić, a co niestety zrobiłam. Łapy odmówiły mi posłuszeństwa, zaczęłam dygotać niczym galareta.
- Dziękuję - wyrzuciłam z trudem - Znaczy... Ja wiem, że to dla ciebie... No wiesz... Że pewnie dobrze walczysz... Ech, głupia ja... Pokonałeś potwora, więc to pewne...
Im bardziej się jąkałam, im bardziej wzrok basiora mówił sam za siebie, że nie rozumie mojego zachowania, tym bardziej się denerwowałam. Po jeszcze kilku takich nieudolnych próbach podziękowania, basior mi przerwał.
- Samo "dziękuję" by wystarczyło.
Poczułam, że moje policzki zrobiły się całe czerwone (załóżmy, że wilki mogą się rumienić ;3). Chwila milczenia. Bardzo niezręczna.
- No... Miło było - basior wstał i wyraźnie zbierał się do odejścia
Gdy już znikał mi z oczu w gęstwinie drzew, w mojej głowie jakby coś zaskoczyło. Byłam pewna, że gdyby to była jakaś kreskówka, nad moją głową zapaliłaby się żarówka. Pobiegłam za nim.
- Poczekaj! - zawołałam
Dogoniłam go po paru chwilach.
- A... Jak masz właściwie na imię? - udało mi się zapanować nad drżeniem głosu
- Kivui - mruknął po chwili milczenia
- A ja Maren - wyciągnęłam łapę
Kivui popatrzył na ten gest z lekką niechęcią, ale również podał mi swoją. Zobaczyłam, że jego łapy są owinięte czarnymi pasami... To musiało boleć, ale nie skomentowałam. Każdy ma swój styl.
Kivui? :3