Spacerowałam sobie po terenach watahy, nie ściemniało się jeszcze, ale było coś koło godziny piątej, więc zaraz powinna zapaść noc. Byłam w tej części, której nigdy nie widziałam. Zewsząd dobiegał szum wodospadów, których znaleźć tu można było mnóstwo. Nie dało się również przejść nie moknąc; kropelki wody były wszechobecne. Nawet w świetle zachodzącego słońca wodogrzmoty wyglądały oszałamiająco, można nawet powiedzieć, że bardziej magicznie niż w dzień. Słyszałam parę bajek o tym, że mieszkają tu syrenki, więc chciałam je zobaczyć. To są jakby tacy ludzie, tylko zamiast nóg mają rybie ogony. Ciekawe, czy umieją mówić.
— Hej! — krzyknęłam w głąb wody.— Jest tam kto?
Odpowiedział mi śliczny śpiew, a z małego zbiornika wodnego wyskoczyły trzy istoty. Wszystkie miały niezwykle jasne, długie włosy, piękne niebieskie oczy, białą skórę i rybie ogony mieniące się w zachodzącym słońcu wszystkimi kolorami tęczy. Uśmiechały się do mnie szeroko. Aż w końcu któraś ochlapała mnie wodą. Wszystkie zaczęły się śmiać i zachęcać mnie do wejścia do wody. Nie widziałam w tym nic złego, więc pochyliłam się i już miałam wskoczyć, gdy...
— Lepiej tego nie rób — usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam basiora.
Niffelheim?