~ Nie otwieraj oczu, nie otwieraj oczu... ~ powtarzałam w myślach.
- Gdzie idziesz? - spytał przecierając oczy.
Zmierzyłam go wzrokiem. Ten przyglądał mi się bacznie i najwyraźniej nie zamierzał przestać.
- A spróbuj tylko powiedzieć coś ojcu... - rzuciłam groźnie w jego stronę.
- Ale...
- Zamknij się rudzielcu! - szepnęłam dość głośno.
Podskoczyłam na krześle i złapałam się pazurkami parapety. Tylnymi łapkami złapałam się ściany i podciągnęłam się ku górze. Rzuciłam okiem na księżyc. Była jego dokładnie połówka. Zbliżał się ku pełni. Odwróciłam się jeszcze w stronę okna. Nat przykrył się kocem i zasnął. Ruszyłam przed siebie. Moje pazurki stukały o kamyki. Słyszałam jedynie ciche pohukiwanie sowy. Poza tym nie docierał do mnie żaden dźwięk. Kochałam taką ciszę. Tylko w nocy mogłam jej zaznać. Nikt mi nic nie kazał. Uwielbiałam wszystko w tej magicznej porze. Mogłam przedzierać się przez krzaki i zwiedzać przeróżne kryjówki. Robiłam to i teraz. Zbliżałam się właśnie do małej szczeliny między skałami, przez którą mógł się przedostać jedynie szczeniak lub jakiś wilk niewielkich rozmiarów. Poczułam na sobie czyjś wzrok. Potem trzask złamanej gałązki. Automatycznie spojrzałam w tamtą stronę. Mimo swojego wieku, byłam gotowa zaatakować.
Chinmoku?