- Madness, cokolwiek by się stało, nigdy o Tobie nie zapomnę. - powiedziałem cicho. Madness patrzyła na mnie ze łzami w oczach. - Co się stało Mad? Uśmiechnij się, proszę. - dopowiedziałem z drżącym głosem.
- Tak się martwiłam! - krzyknęła, po czym się rozpłakała. Z trudem położyłem na nią swoją łapę.
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Ważne, że ty nie jesteś takim pechowcem. Ważne jest to, że jesteś szczęśliwa. Zadowolona z życia. Prawda? Przecież dlatego żyjesz. Po to żyjesz. To jest twój cel, którego nikt nie zmieni. Mam rację? - rzekłem. Mad przytaknęła. Siedziała obok mnie, patrząc się w opatrunki, jakoś dziwnie. Jakby była przygnębiona.
- Co się właściwie stało? - spytała po chwili ciszy.
- D... - chciałem powiedzieć, lecz przerwała mi.
- Demony? Dlaczego na ciebie się uwzięły? - spytała zaczynając płakać.
- Ja... Ja chciałem to zakończyć. Zmienić swoje życie na nowe. Zmienić je na takie, jakie ty masz. Abym był szczęśliwy jak ty. Abym mógł się cieszyć z każdego motylka, z każdej chmurki przypominającej jakieś stworzonko. - gdy to powiedziałem, na pysku Madness pojawił się uśmiech.
- I... I to wszystko dla mnie? - spytała po chwili.
- Tak. To wszystko po to, aby mieć ciebie jako przyjaciółkę. - rzekłem. Była szczęśliwa. Odłożyła moją łapę z powrotem na ziemię. W tej chwili pojawił się nasz medyk.
- Madness, lepiej go nie przemęczać. Przyjdź do niego jutro. - powiedziała Coraya.
- To do jutra Scraf. - rzekła Mad łagodnie.
- Do zobaczenia. - uśmiechłem się do niej.
[Nazajutrz]
Madness?