Przeszedł mnie dreszczyk emocji. Ruszyłam za basiorem w obawie, że zaraz zemdleje, bo zobaczyłam jak zaczął się chwiać i potykać własne nogi.
Po jakiejś godzinie w końcu przełamałam się nie mogąc już patrzeć jak cierpi i wyskoczyłam przed niego. Najwyżej mnie znienawidzi...trudno...
Czarnowłosy wpadł na mnie, uniósł pysk i zamrugał swoimi zmęczonymi, żółtymi oczami by następnie mnie zlustrować wzrokiem.
- Witaj... Ja... jestem Taida i myślę, że mogę ci pomóc... - odezwałam się nieśmiało z lekkim rumieńcem. Jego oczy były takie piękne...
- Pomóc? Niby jak? Nikt mi... nie może go zwrócić... nikt mi nie pomoże - wymamrotał zrezygnowany. Aż słychać było suchość w jego gardle. Odepchnął mnie delikatnie łapą. Nie wiedziałam o co mu chodzi, jednak z tej odległości zauważyłam słony pot na jego czole. Czyżby miał też gorączkę?!
-Daj mi szanse spróbować. Powiedz, czy boli cię głowa?
- A jak wyglądam?- odparł pytaniem na pytanie
- Zaczekaj. Jako uzdrowiciel proszę cię posłuchaj.
- Uzdrowiciel co? Ty też powiesz mi, że mam się po prostu wyspać i spróbować o nim zapomnieć? Spadaj w takim razie.- zrobił trzy chwiejne kroki, ale spiął mięśnie i się utrzymał, nie upadł. Udałam, że nie słyszałam tego "spadaj".
Zauważyłam też, że basior ma lekko pokaleczone barki. Domyśliłam się, że to od obijania się o ostrą korę drzew... Zrobiłam głęboki wdech.
- Nic z tych rzeczy! Proponuję ci orzeźwiającą kąpiel i napój wzmacniający odporność i zmagający gorączkę i dam ci też maść na rany i przyniosę kilka ryb i załatwię posłanie do odpoczynku i będę przy tobie czuwać i zrobię ci zimny okład! - Wypowiedziałam na wszystko na raz
i znowu stanęłam przed nim patrząc mu w oczy.
- Nie rozumiem... Co ja cie obchodzę? Po prostu mnie zostaw - próbował mnie zbyć.
- Nie mogę patrzeć jak tak cierpisz. Proszę, daj sobie pomóc! - nalegałam. Wilk wzdrygnął się przez moment.
- Uchh... niech ci będzie... - i wtedy prawie omdlał. Błyskawicznie go złapałam tak, by mógł położyć się na moich plecach. Zestresowana sprawdziłam mu puls. Słaby, ale wyczuwalny. Uff. - Trzymaj się mocno. Zabiorę cię do siebie - odezwałam się i poszybowałam nisko nad ziemią w kierunku Pstrągowego potoku.
Na miejscu ułożyłam go na plaży i szybko zorganizowałam posłanie z miękkich i stabilnych roślin. Zanurkowałam i z dna zebrałam z moich zapasów naturalne leki, na wszystkie dolegliwości basiora. Zajęłam się nim dokładnie i delikatnie.
Przez cały zabieg milczał i przyglądał się co robię.
Zioła od razu postawiły go na nogi, a maści ukoiły ból. Przestał wyglądać aż tak sennie. Na koniec zrobiłam mu okłady na czoło by zbić ostatecznie temperaturę i przyszykowałam wodę do orzeźwiającej kąpieli.
- Woda jest letnia. Orzeźwi cię jeszcze bardziej. Podejdź... właściwie to jak ci na imię? - uśmiechnęłam się zachęcająco
- Morro. Dzięki za to... nie spodziewałem się, że terapia coś da.
- Ładnie. Podziękujesz mi po kąpieli. Zapewniam, na prawdę wielu wilkom polepsza to humor.
Morro? :)