~Sen~
— Madison, chodźże tutaj! — krzyczał wysoki, biały basior, biegnąc za małą, waderką w sierści tego samego koloru z szerokim uśmiechem na pysku. Miała duże, kolorowe oczka, na które ciągle opadała biało-czarna grzywka. Gdy biegła ukazywały się niebieskie poduszeczki łap, całe w błocie. Jej głośny śmiech słychać było chyba w promieniu kilometra. Mała, puchata kulka została wzięta w ramiona przez białego basiora. Każdy zauważyłby, że są do siebie bardzo podobni. Mają te same oczy, oboje odgarniają łapami grzywki...
Na pysku basiora gościł grymas wymieszany z uśmiechem. Za to waderka głośno się śmiała. Może i była starsza niż wyglądała, ale i tak każdy, kto by na nią spojrzał, nie dałby jej więcej niż rok. Miała też dość długie nogi, tak samo jak basior.
— Mexic, zobacz! — łapką pokazała ptaka lecącego w powietrzu. Wyglądał bardzo majestatycznie.
— Orzeł. Jest piękny — odparł biały wilk. Nagle jego uszy się podniosły i zmarszczył brwi.
— Mad — powiedział głosem wypranym z emocji.— Idź.
— Już — wyrwała się z jego uścisku i pobiegła w stronę jego jaskini.
— Nie tam — zatrzymał ją.— Odejdź.
— Co? — zatrzymała się w pół kroku.
— Jesteś już gotowa, dasz sobie radę sama.
Wadera zaczęła płakać i nie była w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Wiedziała, że nie może zaprotestować. Odwróciła się w drugą stronę i uciekła.
~Koniec snu~
Otworzyłam gwałtownie oczy. Nade mną stał Scraf. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Wtuliłam się w basiora.
Scraf?