13 marca 2017

Od Daniela CD Cheyenne

Obudził się wcześnie. Wcześniej, niż mógłby się spodziewać. Przywykł do wstawania równo ze wschodem słońca. Dziś, wyprzedził je o kilka minut. 


Biegł truchtem, nie do końca wiedząc gdzie zmierza. Po prostu biegł, tam gdzie go oczy poniosą. Nie za bardzo interesowało go życie towarzyskie, wolał ciszę. Jedyne osoby z którymi się zadawał, to Nocta, Asacrifice i reszta rodziny alf. Szczerze, brakowało mu kogoś kto byłby dla niego kimś więcej niż członkiem watahy. Chciał mieć znajomych. Ale czy umiał nawiązywać znajomości? Otóż, znany był z tego że nie przepadał za przedstawianiem się i mówieniem o sobie. Wolał słuchać innych. 

Nagle coś zaburzyło piękną ciszę. Przez drogę przebiegła mu rosła sarna, która mogłaby zostać jego śniadaniem. Z jego pyszczka chwilę pociekła ślina, którą po krótszej chwili postanowił wypluć. Potrząsnął głową i skręcił w las, podążając tropem zwierzyny. Zgubił ją. Była zbyt szybka, aby ten staruch mógł ją dogonić, i jeszcze nie męcząc się zabić ją. Był głodny, owszem. Ale nie na tyle, aby bezmyślnie uganiać się za sto razy szybszą sarną. Układał w głowie plan. Nie wiedział czy zadziała. Chciał go zrealizować, ale nie miał przy sobie kogoś, kto mógłby mu w tym pomóc. Przewrócił oczami i ruszył dalej, przed siebie. Słońce dopiero wyłaniało się zza linii horyzontu, oblewając pysk Daniela rażącym światłem. Odwrócił głowę. Był zirytowany całą sytuacją. Jego brzuch głośno domagał się jedzenia, ale basior w żaden sposób nie wiedział jak ma wypełnić swoją pustkę. Gdyby tylko miał znajomych...

Las był strasznie gęsty, przez co ciężko było się poruszać. A słońce jak oślepiało, tak jeszcze do tej pory nie raczyło przestać. Daniel tracił wszelkie nadzieje, że uda mu się zjeść jeszcze dzisiaj smaczne śniadanko. Ku**a , przeklął w myśli. Nagle, jego uwagę przykuło jezioro. Piękne, lazurowe jezioro. Mały pagórek, trochę cienia. Postanowił ruszyć w tamtą stronę. Przykucnął nad wodą, i już miał zacząć pić, gdy jego oczom ukazało się dziwne zwierze. Ni to wilk, ni to ryba. Na pewno nie należał do watahy. Zmierzył go wrogim wzrokiem, i zaczął pełzać w stronę lądu. Daniel odsunął się. Zwierze miało łapy. I...Dziwnie syreniasty ogon. Basior nigdy w życiu nie widział takiego dziwadła, nawet przebywając w zakładzie badań nad magicznymi zwierzętami. Kilka razy mrugnął, aby upewnić się że widzi to, i nic mu się nie przyśniło. Uszczypnijcie mnie - mruknął pod nosem i postawił jeszcze z dziesięć kroków w tył. 
- Na twoim miejscu, już bym zwiewał. - Odezwał się. Jego głos był spokojny, wysoki. Daniel nie wiedział czy ma się odezwać,  czy lepiej siedzieć cicho. Nie wiedział nic o Rzece Valar. Opowiadano mu jednak, że są tu dziwne gatunki ryb. Czy to coś można porównać do ryby? Przez chwilę stał zdezorientowany. Zło unosiło się w powietrzu. Wiadomo, czemu nie przyprowadzają tu szczeniąt. 
- Czemu miałbym uciekać przed takim miłym stworzątkiem, huh? - Daniel pewnie uniósł brew w górę i przybrał postawę gotową do biegu. Wiedział że z takimi nie ma żartów. Jego mina nie zdradzała zamiarów basiora. Patrzył niewinnie, jak zmora z jeziora hehe aż mi sie zrymowało xd  powoli zbliżała się w jego stronę. Gdy był już mniej-więcej pięć kroków od Daniela wiedział, że tyle starczy. Oboje byli niebezpieczni. Daniel znał jego myśli. Jakikolwiek ruch by wykonał nasz biały bohater doskonale byłby na to przygotowany. Zdołał wyczuć, że zwierze ma dosyć mocno zablokowany umysł. Nie chciał nic mu zrobić. Był zaciekawiony. 
- Nie wyglądam ci na strasznego potwora? - Jego turkusowe oko zabłyszczało, a to coś na szyi złożyło się. Wyglądał teraz na zupełnie normalnego wilka, tylko z syrenim ogonkiem. Daniel spoważniał, a jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. 
- Nie. Nie boję się. Widzisz, abym uciekał? Może jest to Rzeka Valar. Być może czają się tu potwory. Ale ja jestem zdania, że ty jesteś całkiem normalnym, wodnym wilkiem. Czyż nie mam racji? 
Stworzenie przybrało wyluzowaną pozycję. Usiadło. 
- Dawno zapomniałem, czym jestem. - Posmutniał, jednak Daniel nie miał zamiaru go pocieszać bo sam był w nie najlepszym humorze. I siedział tak, nie wiedząc co począć. Zwierze, znaczy...Wilk wodny, jak to go Daniel nazwał - chyba wysechł z nudów i postanowił z powrotem wrócić do rzeczki. Miło było, i w ogóle. Biały basior wstał i ruszył dalej. 


Słońce było już dosyć wysoko, a Daniel? Sam nie miał pojęcia gdzie się znajdował. Widział jedynie góry. Jakieś jaskinie, kamienne posągi...I zarys postaci, która wylegiwała się na jakiejś skale. Postanowił tam pójść. Nie miał większych planów na ten szary dzień. Wdrapał się fartem po kamieniach na górę, i stanął po cichu w krzakach za jakąś białą, dosyć ciekawą waderą. Basior wiedział że chowanie się to nie jest najlepszy pomysł. Wyszedł zza krzaka robiąc wielki hałas. Tajemnicza osóbka odwróciła energicznie głowę, i wypowiedziała jakieś dziwne imię. Na pewno nie należało ono do kogoś, kogo znał Daniel. Przekrzywił łeb na bok , i podszedł bliżej. 
- Kim jesteś? - Postawiła uszy na baczność i wstała powoli przeciągając się. 
- Nic ci o sobie nie powiem, póki nie udowodnisz mi, że mogę ci zaufać. - Odezwał się poważnym tonem. Wadera przekręciła oczami. 
- Mam na imię Cheyenne. - Powiedziała unosząc brew w górę. 
- Jestem Daniel. - Wydukał niepewnie, a jego brzuch dał znać że nadal jest pusty. Cheyenne spojrzała na niego i przeszyła go wzrokiem na wylot. 


Cheyenne? 



Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template