Ze spokojem obmyłem pysk w rzece, żeby nie zostało tam ani odrobiny śliny Raven. Pocałunki mnie obrzydzały. Przynajmniej wtedy, kiedy tego nie chciałem. Ale i tak wymienianie się śliną wpakowałem do szafki oznaczonej "Obrzydliwe i niepotrzebne". Jest mnóstwo innych sposobów na okazywanie sobie uczuć. A to, co ona zrobiła, było pozbawione sensu. Czy ona myślała, że to odwzajemnię? Chyba coś jest z nią nie tak.
Pewnie teraz zastanawiacie się, czemu, tak naprawdę, nienawidzę pocałunków. Długa historia, uwierzcie. Może kiedyś ją opowiem, jak ładnie poprosicie.
Ruszyłem w stronę... W sumie nawet niewiele mnie obchodziło, gdzie idę. Ale muszę wyładować złość, żeby nie wybuchnąć w jakimś nieodpowiednim momencie. Gdy byłem już kilometr od rzeki, źle postawiłem łapę i upadłem. Wstałem, plując trawą.
Co się stało? Jakim cudem? Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się coś takiego. Rozejrzałem się, bo może coś rzuciło na mnie czar. Zaczęło mi się kręcić w głowie, więc usiadłem.
Nagle drzewa zaczęły się świecić. Natychmiast podskoczyłem i zawarczałem. Świat się kręcił i kwiaty były wyższe ode mnie. Do tego zza drzew wyszła niebieska wadera, uśmiechając się do mnie.
— Kiv... — powiedziała i położyła łapę na moim ramieniu.
Ale to niemożliwe! Ona przecież...
I tu urwał mi się film.
Raven?