- Nie możesz...
- Co. Powiedziałeś - warknęłam, zmuszając go do odpowiedzi. Stałam naprzeciw niego. Gdy zaczęłam upadać, z powodu braku sił, podtrzymał mnie, siadając obok mnie.
- Wiem, że nie lubis...
- Powtórz - warknęłam na tyle głośno, dając znak, że nie odpuszczę.
- Kocham Cię - gdy to powiedział, szybko się zaczerwieniłam. Mnie...? Ale... Jak? Co? Nie.
- Jasne - warknęłam - mówisz to tylko po to, by mnie potem zranić. W sumie jak zawsze. Rumieńce szybko opadły.
- Noc...
- Przestań - posmutniałam, będąc wściekła. Nienawidzę jak ktoś kłamie... - po prostu...
- Nie kłamię - uniósł lekko głos.
- Jak mam ci wierzyć...? - spytałam, patrząc na niego. Zrezygnowany, wziął głęboki wdech.
- Gdyby nie byłaby to prawda, nie oddałbym ci krwi.
- Mogłeś się odwdzięczyć za uratowanie twojej matki - powiedziałam chłodno. Ten lekko warknął. Wiedział, że po części mam rację. Wstałam, wychodząc ze skrzydła szpitalnego, ale w trakcie drogi... Ascrifice mnie zaciągnął strasznie blisko siebie i połączył nasze pyski w jeden pocałunek. Jak na mój pierwszy raz nie było najgorzej... Ale czułam, że on nie robił tego po raz pierwszy... Lekko przymknęłam oczy, rumieniąc się. Ten po zakończeniu, popatrzył na mnie. Byłam zaskoczona...
- P...przepraszam.
- Też bym tobie nie uwierzył - lekko się uśmiechnął. Uniosłam lekko jedno ucho, a gdy spojrzałam za siebie, natychmiast odsunęłam się od Ascrifice'a, widząc Taravię. Podrapałam się za głową, lekko się czerwieniąc.
- Chciałam spytać, czy u ciebie wszystko w porządku - podeszła do nas z szerokim uśmiechem. Musiała tu długo stać...
- Wszystko w porządku - spoważniałam. Niebieski basior, spojrzał na alfę znaczącym wzrokiem.
*Parę dni później*
Wyszłam ze skrzydła szpitalnego z zaleceniem, by jak najmniej biegać i oszczędzać siły. Siedziałam nad przepaścią, patrząc przed siebie. Wszystko działo się... strasznie szybko...
- Nocta? - usłyszałam głos mojego ekhm... bardzo, bardzo bliskiego przyjaciela... - Czemu tutaj siedzisz?
- Nocta? - usłyszałam głos mojego ekhm... bardzo, bardzo bliskiego przyjaciela... - Czemu tutaj siedzisz?
- Nie mogę spać - położyłam głowę na łapach. Usiadł obok mnie, przyglądając się widokom.
- A myśleć, że chciałaś mnie zabić - prychnął.
- Masz coś do tego? - wstałam.
- Nie, skąd - wywrócił oczami uśmiechnięty. Lekko oklapły mi uszy - Co jest?
-Nie umiem wciąż tego strawić... - lekko podeszłam bliżej krawędzi - miłość dawała mi same zło, a teraz ty i ja... - opuściłam lekko głowę - to wydaje się tak nierealne... - zmusił mój łeb, by oparł się o jego szyję. Lekko się zarumieniłam.
- Też nie umiem w to uwierzyć - powiedział spokojnym tonem.
Ascrifice? Nie mam pomysłów co dalej xd