23 marca 2017

Od Chinmoku cd. Luma


Po zaistniałej sytuacji, postanowiłem udać się, na spacer, w poszukiwaniach ciekawszego zajęcia, niż droczenia się, z Puchatkiem. Myliłem się co do niej, jest potwornie nudna. Czy już naprawdę nie da się z nikim porządnie zabawić?
Słońce powoli przestawało grzać, lekko złocone liście zaczęły już opadać z drzew, a chłodny wiatr dawał się we znaki czochrając moje futro. Cóż się dziwić, w końcu nadchodzi jesień. Po pewnym czasie nędznej przechadzki po terenach, zauważyłem kłócącą się parę wilków. Z zainteresowaniem podszedłem bliżej. Na nic to, i tak nie słyszałem o co się tak zawzięcie kłócą. Aby wszystko słyszeć musiałbym podejść jeszcze bliżej, ale byłoby to ryzykowne, gdyż mogliby mnie zauważyć. Postanowiłem wejść w pobliskie krzaki i stamtąd podsłuchiwać. Zagłębiłem się w krzewach. Teraz wszystko było idealnie. Jednakże miałem takiego pecha, iż kiedy tylko wlazłem, ci musieli sobie pójść. Chole**, to się nazywa mieć szczęście. Zacząłem się kręcić, aby wydostać się z uścisku kłujących gałęzi.
- Co jest? Nie mogę się wydostać! - począłem wiercić się jeszcze bardziej i bardziej.
 Nie wierzę… basior zaplątany w nędzne krzaczki. Co za upokorzenie. Przebierałem nogami, ale one również zaplatały się na tyle, że ciężko było wykonać jakikolwiek ruch. Sprawdziłem jak wygląda sytuacja z moim ogonem. Całe szczęście, był najmniej zaplątany, więc mocno nim machnąłem, aby zrzucić część gałęzi. Podczas machnięcia, niestety też się zaczepił, a ponieważ siła mojego zamachnięcia była dosyć duża, udało mi się przewalić na grzbiet, co unieruchomiło mnie zupełnie.
- Kur***, pięknie - zmarszczyłem brwi.
 Nie było mi do śmiechu. Czasem naprawdę zastanawiam się, co jest ze mną do cholery nie tak. No bo błagam! Dać się zaplątać niewinnym krzaczkom? Zdusiłem w sobie chęć krzyku. Na dodatek cały byłem obsypany gałęziami. Zacząłem czekać, aż ktoś łaskawie zwróciłby na mnie uwagę. Cóż, trochę to trwało dopóki nie zwątpiłem. Zacząłem kląć pod nosem. Kiedy już myślałem, że spędzę tutaj noc, moim oczom ukazała się znajoma maska. Puchatek. Świetnie. Jest tutaj tyle wilków, a musiała przyjść akurat ona. Zdawało się, że ocenia sytuację, bo nie pisnęła nawet słówkiem. Po chwili zaczęła się śmiać. Bardzo śmieszne. Bardzo.
- Proszę, proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Czyż to nie jest Pan Ciućmok? - powiedziała gdy się już uspokoiła.
 Uśmiechnąłem się.
- Czyżby Puchatek przybył z odsieczą? - starałem się być sobą i nie dawać po sobie poznać, iż cała sytuacja bardzo mnie podirytowała.
- Puchatek? Ja tu nie widzę żadnego Puchatka. Więc jest mi wyjątkowo przykro, ale musisz poradzić sobie sam. Za to ja z chęcią obejrzę sobie Twoje marne starania.
 Spojrzałem na nią z udawanym wyrzutem.
- Oj, okaż no trochę serca.
 Przyznam, że pozycja w której się znajdowałem utrudniała mi kontakt. Musiałem patrzeć na nią od dołu.
- Wybacz, ale jest to zbyt satysfakcjonujący widok - śmiała się.
- Tak bardzo satysfakcjonuje Cię mój widok? - spojrzałem na nią z typowym dla mnie uśmieszkiem, dodatkowo przymykając delikatnie powieki.
- Zabawne. No dalej próbuj się uwolnić. Nikt nie przybył do Ciebie z ,,odsieczą’’, więc musisz polegać na samym sobie. - w jej tonie wyczuwalna była nutka złośliwości.
- Tak się składa, że polegam na sobie już od jakiejś godziny.
- To będziesz jeszcze drugą.
- Ależ ty jesteś pewna siebie i nieczuła. Zapewne nie masz wielu przyjaciół, zgadza się? - nie spuszczałem z niej wzroku.
 Wadera tylko nadepnęła mi łapą na głowę.
- Raczej na odwrót panie Ciućmok. Skoro jesteś tak bardzo arogancki, radź sobie sam. Już myślałam nad ulitowaniem się nad biednym, malutkim Ciućmokiem, ale widzę, że dasz sobie radę. Skoro jesteś tak mocny w gębie, powinieneś uporać się ze swoim problemem. – wadera zaczęła odchodzić.
Odchodzi? Nie wierzę. Znowu zacząłem się wiercić, starając się uwolnić ale moje wysiłki poszły na marne.
- Eh. Poczekaj…
Wadera zatrzymała się.
- Proszę, pomóż mi…
Podeszła bliżej.
- Przepraszam, co mówiłeś? - nastawiła ucho.
 Chwilę pokręciłem nosem, ale w końcu się odezwałem.
- Proszę Cię o pomoc. Sam nie dam rady.
 - Co, co?
 Zołza jedna.
- Proszę o pomoc. Nie jestem w stanie się uwolnić - powtórzyłem przez zaciśnięte zęby.
- Mów wyraźniej. - sytuacja wyraźnie ją śmieszyła.
 Niebo zaczęło powoli nabierać granatowej barwy.
- To co słyszałaś.
- To znaczy?
 Wziąłem głęboki, nerwowy oddech.
- Głucha jesteś czy co?
- Hm, chyba nic ważnego. W takim razie, do niezobaczenia!
 Znowu zaczęła odchodzić.
- Nie! Stój! Nie zostawiaj mnie, ja….. boję się ciemności…..

Luma? No, co zrobisz? xd

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template